Tuesday 6 August 2013

Miniaturka Dramione cz.1

Było słoneczne popołudnie. Draco wściekły na cały świat, że nie może wylegiwać się na słońcu, podążał właśnie do biblioteki. Musiał napisać zaległe wypracowanie z historii magii akurat z tematu, którego nie rozumiał. Właśnie wchodził do tej tandetnej "skarbnicy wiedzy", gdy coś mu się przypomniało. Przecież obiecał Goyle'owi, że się z nim teraz spotka! Ugh, czego ta ciemna masa znowu od niego chce?! Jeszcze bardziej wściekły niż przed chwilą, o ile to w ogóle możliwe, opuścił bibliotekę. Czy ten przygłup zdradził mu wcześniej temat spotkania? Chyba nie. Ale co, do jasnej cholery, ma mu do powiedzenia Goyle, co by go zaciekawiło? "Ucieszysz się", powiedział mu ostatnim razem. Malfoy chcąc nie chcąc powlókł się korytarzem do schodów, by w końcu dojść do sali wejściowej i zejść do lochów. Kiedy wszedł do pokoju wspólnego, Goyle już na niego czekał.
-Słuchaj, mam wiadomość, która na pewno cię ucieszy - zachichotał głupkowato.
-Taaa? - Draco nie okazywał zainteresowania niczym, co jego "goryl" mógłby mu powiedzieć.
-Tak. - Znowu zaczął się śmiać jak umysłowo chory człowiek...zwierzę...co za różnica. -Ta szlama Granger- nie mógł przestać się śmiać - jest w Mungu! Dzięki mnie! UMIERA! Rzuciłem na nią klątwę, o której opowiedział mi kiedyś mój ojciec. Chodzi o to, że wyniszcza mózg i wszystkie narządy wewnętrzne, no wiesz-serce, wątrobę, nerki, jelita-traci się pamięć i co kilka godzin przeżywa się ból gorszy od bardzo mocnego Cruciatusa. A najlepsze jest to, że nie istnieje na to żadne lekarstwo i uzdrowiciele nigdy się nie kapną, co jej jest! Cieszysz się? Jesteś ze mnie dumny? Draco? Draco!
     Ale Dracona już nie było. Wybiegł z pokoju zanim jeszcze Goyle zdążył dokończyć to zdanie. Nie mógł w to uwierzyć. Nigdy nie uważał go za przyjaciela i twierdził, że jest po prostu najgłupszym czarodziejem pod słońcem, ale...jak on mógł?! Ten durny pajac zaatakował jego Hermionę! Choć w sumie...ona nigdy nie była jego...Do tej pory okłamywał sam siebie, że nic do niej nie czuje, że ona jest tylko bezwartościową szlamą. Ale to nie była prawda. Była warta o wiele więcej od niego, nadętego arystokraty. Wiedział o tym od zawsze, od chwili kiedy po raz pierwszy ją ujrzał. Ale ona nigdy nie była jego. Nigdy. I zapewne nigdy już jego nie będzie, choć, oczywiście, to nie kwestia posiadania. Teraz to zrozumiał.
     Dobiegł już do wrót Hogwartu. Otarł jedną samotną łzę i deportował się. Znalazł się na mugolskiej ulicy przed brudną wystawą sklepową. Wymruczał coś szybko do manekina, stojącego za zakurzoną szybą. Ten kiwnął głową i Draco przeszedł przez szkło. Znalazł się w szpitalu św. Munga. Podszedł do lady, gdzie siedziała niezbyt przyjemnie wyglądająca recepcjonistka. Zapytał, gdzie może znaleźć Hermionę Granger.
-Hermiona Granger? - zapytała szukając czegoś w stosie dokumentów. -Ach tak, Hermiona Granger. Nic ci nie przyjdzie z tej wizyty, kochanczku - powiedziała zbyt przesłodzonym głosem, w którym jednak wyczuwało się chłód. -Panna Granger leży tu od tygodnia i zostało jej tylko kilka godzin życia. Spóźniłeś się. A teraz wracaj do domu, pewnie mamusia czeka z obiadkiem.
Lecz Draco jej nie posłuchał. Podbiegł do uzdrowiciela, który akurat wychodził z korytarza, prowadzącego do sal chorych.
-Hermiona Granger - wydyszał coraz bardziej zrozpaczony. -Proszę, niech mi pan powie, gdzie ona jest!
-Panna Granger? Tak się składa, że właśnie sprawuję przy niej dyżur, musiałem tylko...
-Nie obchodzi mnie, co pan musiał! - krzyknął Draco. - Niech mnie pan do niej zaprowadzi!
-Wszelkie odwiedziny u panny Granger są zabronione, to może źle...
-Proszę - przerwał Draco, błagając.
-Och, n-no...no d-dobrze, niech pan idzie za mną - zlitował się nad nim uzdrowiciel widząc w tych stalowo-niebieskich oczach łzy.
Prowadził go korytarzami, a blondyn nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy ukochaną. Choć z drugiej strony obawiał się tego spotkania. Przecież ona go nienawidziła przez siedem lat! No dobra, może po wojnie, kiedy oboje wrócili do Hogwartu kontynuować naukę, ich stosunek do siebie stał się bardziej...obojętny, wręcz tolerancyjny. "Ale to nie zmienia faktu, że na pewno nadal uważa mnie za głupiego, tchórzliwego gnojka, najgorszego robala, który nawet nie zasługuje na to, by chodzić po ziemi", zamartwiał się Draco.
-To tutaj - wyrwał go z zamyślań uzdrowiciel, zatrzymując się przed zamkniętymi drzwiami. Popatrzył ze współczuciem na blondyna, po czym odszedł.
Draco nacisnął klamkę i wszedł do środka.

6 comments:

  1. Bardzo mi sie podoba i taak kończenie w takich momentach chyba jest tobie pisane :D

    ReplyDelete
  2. Ulala, uwielbiam parring Dramione <3 jest w nim cos z nienawisci, tajemnic i wgl - fajny klimacik ;) a twoje opowiadanko zaczyna sie calkiem ciekawie ;d

    pozdrawiam ;*
    Lunatyczka

    ReplyDelete
  3. Bardzo przyjemnie się czyta :)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    http://hermionadracoocaleni.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Kiedy next? Grrrrrr... Widzę, że nie tylko ja lubię kończyć w niespodziewanych momentach, heh. Masz naprawdę oryginalny pomysł, jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Wspaniale uchwyciłaś debilizm Goyle'a. I Draco taki zakochany w Hermionie... Naskrobałabym więcej, ale geografia i działalność rzeźbotwórcza rzek wzywają >_< Obiecuję dłuższy komentarz pod kolejną częścią.

    Pozdrawiam, Qeiko

    dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com

    ReplyDelete
    Replies
    1. Już jest cała miniaturka skończona, wejdź w archiwum :) ale jest też w najczęstszych :)

      Delete