Thursday, 8 August 2013

Miniaturka Dramione cz.3

-Pansy - wyszeptała przerażona kobieta - Pansy, o mój Boże, słyszysz mnie?
-Nie reaguje na nic od dwóch dni. Nie wiemy, co jej jest. Od czasu do czasu mówi tylko:"Draco" i "szlama". I jeszcze strasznie krzyczy co kilka godzin, chyba coś złego jej się śni - tłumaczył uzdrowiciel.
-To nie są żadne koszmary - odezwał się niespodziewanie Draco. Opowiedział im o klątwie, zatajając tylko to, kto ją rzucił. Z Goylem sobie porozmawia w cztery oczy. -A teraz, jeśli pozwolicie, zostanę z nią sam. Zdaje się, że tylko mnie pamięta.
Państwo Parkinson obrzucili go niezbyt przyjaznymi spojrzeniami, szczególnie Amanda.
-No dobrze - powiedziała - To chyba najrozsądniejsze wyjście w zaistniałej sytuacji.
Odwróciła się na pięcie i wyszła, a pozostali poszli w jej ślady.
Draco stanął nad śpiącą dziewczyną i szepnął czule:
-Pansy...Pansy, to ja, Draco, jestem tu.
Skutek był taki, jak się tego spodziewał. Natychmiast wyrwała się ze snu i spojrzała na niego.
-Draco - wychrypiała. Nie znosił jej głosu. -Draco, dziękuję, że jesteś, nie wiem, co się ze mną dzieje, nie pamiętam nic ani nikogo, oprócz ciebie i...-urwała.
-No, dokończ to zdanie, Parkinson - jego ton nie był już czuły, tylko zimny jak lód. Specjalnie przeciągał sylaby, żeby wiedziała, że nie darzy jej żadnym pozytywnym uczuciem. W końcu tak zwracał się do Hermiony przez siedem lat, żeby tylko nie zorientowała się, jaki naprawdę jest i co myśli. -Nie wstydź się, Pansy, wiem, że chodzi ci o Hermionę.
-Ale..skąd? I w ogóle odkąd nazywasz tę szlamę "Hermioną"?!
-Odkąd uświadomiłem sobie, że ją kocham - powiedział to takim tonem, jakby to dla każdego było oczywiste.
Mina Pansy mówiła sama za siebie. Była wściekła. Wściekła i zrozpaczona.
-Co krzywisz swoją mopsowatą mordę?! Dziwisz się? Jak można nie kochać tak mądrej, utalentowanej, no i...ładnej czarownicy? -Delektował się jej złością.
-To zwykła szlama i tyle! Wiesz, że to ja jestem ci przeznaczona! Taka jest poza tym wola twoich rodziców. Masz się ze mną ożenić i...
-Ale ty umierasz - był bezlitosny. Nie wiedział, czemu, ale siedząca przed nim dziewczyna, którą kiedyś nawet lubił, w jednej chwili stała się dla niego nic nie wartą, rozwydrzoną i rozpuszczoną ropuchą, która wymagała taktowania siebie jak księżniczkę. -A teraz powiedz mi, dlaczego wszyscy uważali cię za Hermionę? -dodał głosem, od którego można by dostać cukrzycy.
-Kocham cię, Draco - rozpłakała się.
-Wiem, ale ja ciebie nigdy nie kochałem -naśmiewał się.
-Wiem! Ale Draco, ja nie chcę umierać! Ja... - nie mogła dokończyć zdania. Jej twarz wykrzywił grymas bólu, zwinęła się w kłębek i krzyknęła. Sturlała się na podłogę trzęsąc się i  wrzeszcząc przeraźliwie.
Drzwi otworzyły się i do środka wbiegli Parkinsonowie wraz z uzdrowicielem.
-Ach, kolejny atak - wymruczał ten ostatni. -Tak jest co kilka godzin. Wcześniej myśleliśmy, że ma tylko koszmary, ale skoro już wiemy, że jest pod działaniem klątwy...Proszę się nie przejmować i wyjść, lepiej niech państwo na to nie patrzą.
Wyprowadził z sali płaczącą Amandę, a za nimi jak cień podążył Robert.
Ich córka nadal wiła się i krzyczała z bólu. Draco tylko patrzył. Nie mógł nic zrobić, ale w sumie nie chciał. Nie było mu jej nawet żal. Wiedział, że jest bezduszny, ale dobrze się z tym czuł. Tylko w stosunku do jednej osoby mógłby być inny...Gdzie jest jego Hermiona?
Tymczasem Pansy tarzała się po podłodze wrzeszcząc niemiłosiernie. Podczołgała się do Dracona i wydyszała krótkie :"Pomóż". Blondyn strącił ją z nogi i zaczął się śmiać. Dziewczyna próbowała wstać. Złapała się oparcia łóżka, ale skończyło się na tym, że tylko je na siebie przewróciła. Leżała pod nim skulona nie mogąc nic zrobić. Wydawała teraz z siebie dźwięki podobne do charczenia. Jeśli wcześniej Draco uważał to za zabawne, to teraz był lekko zaniepokojony. "Co będzie, jeśli ona teraz umrze i nie powie mi prawdy?", zastanawiał się. Znów wychodziła na wierzch jego egoistyczna postawa. No...może nie całkiem egoistyczna, bo myślał o Hermionie.
Kiedy Pansy udało się w końcu wydostać spod łóżka, zaczęła pluć krwią. Turlała się po podłodze krztusząc się i kaszląc. Przekręciła na bok i zwymiotowała coś, co wyglądało jak szczurze odchody. Dźwignęła się na kolana i znów podeszła do Dracona. Już nie krzyczała.
-Tracę wzrok -powiedziała poważnie. -Proszę, chcę cię zobaczyć ostatni raz.
Odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał dziewczynie w oczy. Coś go ukłuło w sercu...to chyba nie poczucie winy? Nie chciał się teraz nad tym zastanawiać. Obrócił się twarzą do okna. Pansy do niego podeszła.
-Draco - wyszeptała - wszystko będzie dobrze. Naprawdę. Nie martw się o mnie...- urwała.
Spojrzał na nią. Przez jej białą koszulę, w okolicy brzucha, przesiąkała krew. Przestraszył się nie na żarty. Twarz Pansy znowu wykrzywił grymas bólu.
-Draco, mam nadzieję, że skoro ze mną nie byłbyś szczęśliwy to będziesz z nią - plama krwi robiła się coraz większa. -Eliksir Wielosokowy, oto jak się tu znalazłam. Za chwilę umrę, chcę tylko, żebyś wiedział, że cię kocham. Wiem, że to cię nie interesuje. Chciałam ci zaimponować, ale ty ciągle byłeś wpatrzony w Granger. Widziałam to. Chciałam ją ośmieszyć w twoich oczach...będąc nią. Nic więcej nie pamiętam, tylko tamten dzień. Już od miesiąca warzyłam eliksir, musiałam tylko zdobyć jej włos. Udało mi się, zamknęłam ją w którejś komórce na miotły, już nie pamiętam. Oszołomiłam ją wcześniej zakradając się od tyłu. Zabrałam jej różdżkę i rzuciłam na nią zaklęcie "Silencio", żeby nikt nie usłyszał jej wołania o pomoc. Potem już nic nie pamiętam. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. Kocham cię.
Syknęła z bólu, bo plamka krwi na jej koszuli zamieniła się teraz w ogromną dziurę ukazując jej narządy wewnętrzne. Po prostu je wypaliło. Położyła się i powiedziała: już nic nie widzę. Po chwili z jej ust zaczęła wypływać krew pomieszana z jakąś szarą gęstą cieczą.
Draco wstał i nie nie patrząc na nią, opuścił pomieszczenie. Nie mógł się zmusić do ostatniego spojrzenia na nią. Jego złość minęła, bo wiedział, że właśnie umarła. Pomimo tego, że zaledwie pół godziny temu uważał ją za wstrętnego karalucha...
Kiedy tylko otworzył drzwi troje par oczu wlepiło w niego wzrok. Obrzucił zebranych lekceważącym spojrzeniem i pobiegł korytarzem do schodów, by dotrzeć do wyjścia. Na ulicy deportował się i natychmiast poczuł świeże powietrze. Otworzył oczy. Znalazł się przed posągiem z uskrzydlonymi dzikami. Spojrzał na zamek i pognał w jego stronę. Był już wieczór, a Hermiona nadal siedziała w jakiejś komórce na miotły! Przyspieszył. Czy ten durny charłak Filch w ogóle nie sprząta, że jej jeszcze nie znalazł?!
Popchnął dębowe drzwi i rozejrzał się po sali wejściowej. Nie miał pojęcia, gdzie w tej szkole są komórki na miotły! Zauważył jakieś małe zamknięte drzwiczki, na które nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi. Nacisnął klamkę. Nic. Były zamknięte. Z Wielkiej Sali dobiegał go gwar rozmów i zapach jedzenia. Domyślił się, że już jest kolacja.
-Alohomora! - powiedział.
Usłyszał szczęk zamka i otworzył drzwi.

10 comments:

  1. Pansy...
    Kurcze, w pierwszej chwili było mi jej żal. Potem, przepełniło mnie coś na kształt odrazy, a potem znów zaczęłam jej współczuć.
    Draco! Wcale nie jesteś egoistą! No dobrze, może troszkę ;)
    Idę czytać dalej, bo nie wytrzymam ;)
    Pozdrawiam,
    Mad.

    ReplyDelete
  2. Przez 5 sekund zrobiło mi się jej żal, ale szybko mi przeszło xd dobre!;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nom, mi też, z lekka obrzydliwe, ale to dobrze:D

      Delete
  3. Mała, nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to będzie Pansy. :) Chyba za dobrze cię znam :*
    /N

    ReplyDelete
    Replies
    1. eee...ścisłe połączenie umysłów np.? ;D Ale na początku nie spodziewalaś się że to nie bd Hermiona xd ^^

      Delete
  4. Telepatia xd
    Ale wiedziałam że tak to wymyślisz że Hermiona nie ucierpi. A przynajmniej nie za bardzo ^^ /N

    ReplyDelete
  5. Hahahah ! Dobrze załatwiłaś tą Pansy ! :D Ja jje tak nienawidzę :D
    Między innymi, dlatego że podkochuję się w moim Draconie > . <
    Wiem jestem złaa :D
    Jeszcze raz pisze : MASZ TALENT ! :)

    ReplyDelete
  6. Ha! Jednak to Pansy, tak jak podejrzewałam. Ja pie*dole, scenę z umierającą Parkinson czytałam z zapartym tchem, powstrzymując mdłości. Cieszę się, że to nie Hermiona, ale współczuję Pansy. W głębi duszy ją lubię, ale chyba tylko dlatego, że przeczytałam sporo FF z nią w roli przyjaciółki, a nie słodkiej idiotki zapatrzonej w Dracona. Nie wiem czemu, ale shipuję ją z Harrym (jako poboczny wątek) albo Blaisem. Miniaturka jest świetna, Draco-egoista... Pokazałaś prawdziwego Malfoya, trochę nie pasowało mi to przy zakochaniu w Hermionie... Jak dla mnie był po prostu zbyt bezduszny ;/ Wiem, że gadam zupełnie od rzeczy, ale padam. Nexta skomentuję jutro.

    Pozdrawiam, Qeiko

    dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com

    ReplyDelete
    Replies
    1. E tam, ta scena nie była aż tak makabryczna :d

      Delete