Nathan i Eileen patrzyli na siebie tak, jakby zobaczyli się po raz pierwszy w życiu i jakby już nic się dla nich nie liczyło...jakby byli tylko oni...
Lily pierwsza doszła do siebie.
– Tato? Ja...my...nie wiedzieliśmy, że znasz się z mamą Seva – powiedziała niepewnie.
– Severus – wyszeptała nagle kobieta, otrząsając się i szukając wzrokiem dziecka. Podbiegła do niego i uścisnęła go. – Severusie, tak bardzo za tobą tęskniłam.
– Eileen – odezwał się pan Evans. Spojrzał na nią znacząco.
– Tak – odpowiedziała na niezadane pytanie.
– Ciekawa sytuacja! – wykrzyknęła nagle Mary trochę rozhisteryzowana. – To miło, że się znacie! Może powiecie łaskawie, skąd?! Jestem tego ciekawa pewnie tak samo, jak inni!
Próbowała się chyba uspokoić, ale nie wychodziło jej to.
– Ze szkoły – wypalił od razu Nathan, nim zdążył ugryźć się w język.
– Filologia współczesna – przerwała mu z naciskiem Eileen, patrząc na niego. – Cambridge. Wiem, że ...to nie jest magiczne...ale...zrezygnowałam z życia w świecie magii – wyraźnie posmutniała. –Przez męża.
– Skarbie, myślałam, że wolisz przedmioty ścisłe – powiedziała Mary z powątpiewaniem.
– Bo to prawda. Na filologię chodziłem tylko przez pierwszy semestr.
Lily nie bardzo chciało się wierzyć w te wyjaśnienia. Dorośli ewidentnie mieli coś do ukrycia.
Zaczęła obserwować każdego z osobna...ale nagle zauważyła, że jej siostra gdzieś zniknęła. Rudowłosa wyszła po cichu z salonu, biorąc Severusa za rękę.
– Musimy znaleźć Petunię – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem .
Dziewczyna siedziała w pokoju na swoim łóżku. Weszli do środka i już od progu Lily wypaliła:
– Ty coś wiesz! O co chodzi?!
– O nic...– odpowiedziała ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
– Tunio! Masz mi w tej chwili...
– Nie! Wkurza cię to, że wiem w końcu coś, czego święta Lily nie wie?! To bardzo dobrze! I ty się tego nie dowiesz!
Wybiegła z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Kiedy Lily trochę ochłonęła, powiedziała:
– Przeanalizujmy wszystko. Nasi rodzice się znają. Nie wiemy skąd. Ale Petunia najwyraźniej wie...albo tylko udaje, że wie...Jest na mnie wściekła za to, że się z tobą zadaję. Nie, to chyba nie ma nic do rzeczy...Nazywa mnie dziwadłem i nie lubi magii...to chyba też nie ma nic do rzeczy. Och, no nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi! – opadła bezsilnie na łóżko.
– Lily, spokojnie. Wszystko się jakoś wyjaśni.
– Tata nigdy nie mówił nam nic o swojej młodości...– przypomniała sobie. – Albo przynajmniej ja nic nie pamiętam. Nie znam też jego rodziców. A co do tych studiów, to sam widziałeś, jak mama się zdziwiła...I faktycznie, chyba woli matematykę, pomaga Petunii w odrabianiu lekcji, jest w tym naprawdę dobry. Dlaczego więc miałby chodzić na filologię?
– Nie wiem...mama też mi nigdy nic nie mówiła o jakiś mugolskich studiach...Chociaż prawdą jest, że ona nie czaruje. Myślę, że to przez ojca, tak jak powiedziała...zbyt duża presja, przemoc i te rzeczy... I dodatkowo, co jest bardzo dziwne, zawsze jak wspominałem twoje nazwisko to smutniała...Ale tylko nazwisko, nie imię.
– Dlaczego?
– A skąd ja mam to wiedzieć? – usiadł koło niej.
– Wydaje mi się, że coś ważnego przed nami ukrywają. No i do tego dochodzi ta cała akcja z Petunią... – jeśli wcześniej w jej głowie był zamęt, to teraz już nie wiedziała, jak nazwać to, co się w niej działo.Głos Snape'a wyrwał ją z zamyślenia:
– Mamy za mało informacji, żeby cokolwiek teraz wskórać.
– Masz rację – westchnęła. – Chodźmy na dół, mam nadzieję, że nie stoją nadal w drzwiach.
– No dobraa...
Zwlekli się z łóżka i zeszli po schodach. W przedpokoju nikogo nie było. Weszli do kuchni i zobaczyli, że już nakryto i podano do stołu.
Przez całą wizytę mamy Snape'a, panowała dość niezręczna atmosfera.
– Severusie, chcesz zostać tu do końca przerwy świątecznej, czy wracasz ze mną do domu? – zapytała syna, kiedy miała już wychodzić.
– Idę z tobą...ale chciałbym się pożegnać z Lily – bąknął.
Wziął ją za rękę, na co wszyscy, włącznie z nią samą, się zdziwili. Zaprowadził ją na taras, nie zważając na zimno panujące na zewnątrz.
– Rozwiążemy tę zagadkę – powiedział opierając ręce na balustradzie. – Obiecuję.
Lily wzdrygnęła się, kiedy zawiał silniejszy wiatr.
– Chodzi ci o rodziców? – zapytała znając już odpowiedź.
– Spróbuj wyciągnąć coś z taty...ja postaram się z mojej mamy.
– Nie wiem czy to się uda – kolejne dreszcze – skoro nawet swojej żonie nic nie powiedział, to co dopiero mi... – była pełna wątpliwości.
– Wierzę w ciebie, Lily – położył dłoń na jej policzku. – Lepiej już wracajmy, zbyt ciepło to tu nie jest.
– Lily roześmiała się cicho i razem z przyjacielem weszła do domu.
Wszyscy spojrzeli w ich kierunku.
– Do zobaczenia, Severusie – szepnęła Lily i pocałowała go delikatnie w policzek.
– Pa – wyraźnie posmutniał, gdy oddalił się od niej i stanął koło swojej mamy.
– Do widzenia, naprawdę smaczny obiad pani zrobiła – odezwała się kobieta. – Miło się rozmawiało, taak – zamyśliła się przez chwilę, gdy jej wzrok spoczął na ojcu Lily. – Na nas już czas. Do zobaczenia!
Szybko się odwróciła i wyszła na dwór, pociągając za sobą syna.
Pan Evans natychmiast oddalił się od reszty swojej rodziny i udał się do sypialni.
Było widać, że coś go kiedyś łączyło z Eileen...jakieś bliższe uczucie...byli parą? Możliwe...
Ale po głowie chodziło jej tylko jedno pytanie: jeśli tak, to kiedy?
Z tego, co wiedziała, jej rodzice poznali się, gdy byli bardzo młodzi - mieli wtedy może ze dwadzieścia lat. O swoim dzieciństwie ojciec rzadko opowiadał. Dlatego też nie znała swoich dziadków. Gdy była młodsza, twierdził, że nie są oni zbyt dobrymi ludźmi...
Dziewczyna nie wiedziała, co o tym myśleć...teraz wszystko wydawało jej się jednym wielkim kłamstwem. A ona musi się dowiedzieć prawdy. Lily Evans nigdy się nie poddaje!
Wkradła się do sypialni rodziców i zobaczyła pogrążonego w myślach ojca. Podsunęła się odrobinkę do niego i wyszeptała:
– Tato?
Podniósł głowę.
– Możemy porozmawiać? – zapytała nieśmiało.
Cisza.
– Tak...tak, oczywiście córciu – odpowiedział po chwili.
Usiadła obok niego.
– Nie pytaj mnie, skąd znam Eileen, to bardzo długa i zawiła historia – wyparował od razu.
– Nawet nie miałam zamiaru o tym z tobą mówić – odparła szczerze.
– Więc o co chodzi? – wydawał się być szczerze zdumiony.
– O...o dziadków. Chciałabym się z nimi spotkać – podjęła tę decyzję, stojąc na korytarzu. Nie chciała nic wyciągać od ojca na siłę...dowie się prawdy w inny sposób.
Napotkała jego przestraszone spojrzenie, więc rzekła:
– Mam piętnaście lat, tato, jestem już dużą dziewczynką i chyba mogę decydować o tym, co robić? Chcę poznać swoich dziadków. Jak najszybciej. Chciałabym, żebyś odnowił z nimi kontakt...dla mnie...ty nie musisz się z nimi dogadywać, nie musisz ich odwiedzać, ale ja jestem ich wnuczką! I nie obchodzą mnie wasze urazy z przeszłości, chcę ich poznać! Możesz ich sobie nie lubić, nawet nienawidzić, ale nie odbieraj mi szansy spotkania się z rodziną!
– Ale, Lily, to nie będzie dla ciebie dobre, wierz mi.
– Nie! Sama będę decydować o tym, co jest dla mnie dobre, a co nie! Czemu nie chcesz, żebym miała z nimi kontakt?
W tym momencie, niespodziewanie, obrazy z przeszłości zaczęły przewijać się mężczyźnie przez głowę, mimo że tego nie chciał. Zobaczył oczy. Duże, brązowe oczy, ukochane oczy, które patrzyły na niego czule. Potem lekko haczykowaty nosek i pełne usta. Na jej twarz spadały gęste, czarne loki. Przytulił ją i wiedział, że nie zamierza jej tak łatwo puścić. Eileen była tą jedyną. Wyszeptała jego imię i zaśmiała się.
Scena się zmieniła.
Ta sama dziewczyna leżała na łóżku i uśmiechała się prowokacyjnie do niego. Podszedł bliżej i po prostu się na nią rzucił mrucząc przy tym czułe słówka.
Znowu zmiana.
Teraz stał z nią w jakiejś ciemnej, wąskiej uliczce.
– Nie możesz mi tego zrobić – wyszeptał ze łzami w oczach. – Po prostu nie możesz. Nie zostawiaj mnie!
– Muszę. Zrozum. Wiesz, że tego nie chcę. Kocham cię, ale on...
– Nie wspominaj mi o nim – był zły, ale mimo to podszedł do niej i musnął wargami jej usta. – Też cię kocham, Eileen. I proszę cię, nie odchodź. Błagam!
– Znajdź sobie kogoś, Nathanie. Żyj własnym życiem, bądź szczęśliwy. Beze mnie. Uda ci się. Załóż rodzinę. Zapomnij o mnie.
– Nie potrafiłbym. Jesteś najważniejsza. Jesteś całym moim światem.
– Nie możemy- powiedziała przerażona ze łzami w oczach.
– Przecież to miało minąć...
– Tak, ale skąd masz pewność,że tak będzie? Może tak...będzie lepiej – cała drżała, kiedy to mówiła.
Przytulił ją i zaczął gładzić po włosach.
– Gdyby nie on...nie obchodziłoby cię to. Byłabyś ze mną pomimo tego.
– Tak. Ale nic nie możemy na to poradzić...on....
– Możemy! Przecież...
– No właśnie już nie! Już nie. Żegnaj, Nathan. I nie pisz nigdy więcej – po jej pięknej twarzy spłynęła samotna łza, gubiąc się gdzieś w jej gęstych lokach.
– Kocham cię – wyszeptał. – Zawsze będę.
– Wiem – spojrzała ostatni raz w te czarne oczy, teraz przepełnione bólem i żalem. – Ja też.
Odsunęła się od niego.
Scena znowu się zmieniła.
Był w kinie. Obok niego siedziała rudowłosa piękność o zielonych oczach, którą trzymał za rękę. Zależało mu na niej. Cholernie. Niemal tak samo jak na Eileen... może nawet bardziej. Szepnął jej do ucha kilka słów, na co ona zachichotała słodko i wrócili do oglądania filmu.
Zmiana.
Znajdował się w sterylnie czystym pomieszczeniu o porażająco białych ścianach. Naprzeciw i obok niego stało kilka twardych, czarnych krzeseł. Czekał z niecierpliwością. Wyprosili go z sali. Mary miała trudności z urodzeniem naturalnie, musieli zrobić jej cesarskie cięcie. Woleli, żeby na to nie patrzył, on się z nimi zgadzał. Drzwi na końcu korytarza otworzyły się i ujrzał młodą kobietę z blond włosami opadającymi na drobne ramiona. Była ubrana w biały kitel. Podeszła do niego wolnym, spokojnym krokiem i powiedziała z dobrotliwym uśmiechem na twarzy:
– To dziewczynka.
– Kiedy będę mógł ją zobaczyć?
Przekazała mu gestem dłoni, żeby poszedł za nią. Minęli kilka korytarzy i weszli do małego pomieszczenia. Nathan od razu podbiegł do łóżka, na którym leżała Mary, trzymając to piękne maleństwo.
Nic nie mówili. Patrzyli tylko na najcudowniejszy dar, jaki kiedykolwiek mogli dostać.
– Córeczko – wyszeptał mężczyzna z uśmiechem – słyszysz mnie? Jestem twoim tatusiem, złociutka.
Niemowlę spojrzało na niego dużymi, czarnymi oczami i wspomnienie się zmieniło.
Wparował do domu, ledwo dysząc ale pomimo tego był bardzo szczęśliwy.
– Mary! – zawołał od progu. – Petunio! Wróciłem!
Szybko zdjął buty i płaszcz i popędził do salonu.
– Och! – wyrwało mu się na widok malutkiego cudeńka, trzymanego przez wybrankę jego serca.
Natychmiast podbiegła do niego dwuletnia Petunia, krzycząc coś po "bobasowemu". Dało się z tego wychwycić tylko "tatatatatata". Wziął szkraba na ręce i podszedł do kanapy, stojącej przy marmurowym kominku.
– Jest...brak mi słów. Jest prześliczna. Cudna i...– zachwycał się niemowlęciem. – Mogę ją potrzymać?
Kobieta wybuchnęła perlistym śmiechem, który tak uwielbiał.
– Oczywiście, że możesz! Przecież to twoja córka!
Postawił Petunię na ziemię i chwycił delikatnie w ramiona dzidziusia, całując przelotnie żonę.
– Lily...słodka Lily – nucił pod nosem. – Jakież to piękne imię! Lily, aach, taka podobna do mamy. Taka śliczna. Będziesz piękną kobietą, Lily.
Scena znów uległa zmianie.
Obfity deszcz bębnił w szyby, a on siedział na niewygodnej, starej kanapie. W kącie pokoju bawiły się jego dwie córeczki - największe skarby, jakie kiedykolwiek mógłby mieć. Dzieci kobiety, którą kocha. Jednak nie mógł się powstrzymać, by co jakiś nie myśleć o Eileen, zastanawiając się co u niej...był głupi, że pozwolił jej odejść. Po ich rozstaniu spotkał się z nią...ale tylko raz...przypadkiem. I wtedy, właśnie wtedy, ten jeden jedyny raz zdradził Mary. Miał już wtedy nawet Petunię. Poza tym...Mary o tym wie, powiedział jej...a wtedy ona przyznała się do romansu z jej "kolegą z pracy". No cóż, zdarza się każdemu. Obiecali sobie, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Ale Eileen przynajmniej miała do niego prawo. Chociaż teoretycznie nie powinna go mieć...Spotkali się pewnego dnia przed księgarnią i sklepem z płytami gramofonowymi... Czy to...przeznaczenie? Odrzucił od siebie tę myśl. Miał jej więcej nie wspominać. A tym bardziej tamtego wieczoru, kiedy się z nią kochał...Kilka miesięcy później napisała do niego i kontakt się urwał. Zabroniła mu nawet odpisać...ten ostatni raz.
Spojrzał w zimne oczy swojego ojca, siedzącego razem z matką na przeciwko niego. Mężczyzna zerknął na swoje wnuczki i zapytał:
– Kiedy masz zamiar im to oznajmić?
– Ja...nigdy. Niech mają normalne życie.
– Musisz to zrobić, synu.
– Nie. Wiesz jak jest i jak było.
– Owszem. Splamiłeś swój honor. Oczerniłeś naszą rodzinę. Co on teraz powie? W najlepszym wypadku...
–On wie. Sam to zlecił. Myślał, że zdoła mnie powstrzymać. Mylił się. Kochałem ją i nikt nie mógł mi tego odebrać. On mnie chciał, ale odmówiłem. Nie chodzi tylko o nią. Po prostu nie chcę i koniec. Nie pójdę w wasze ślady.
– Rozumiem cię, synku – odezwała się jego matka. – Ale dzieci...
– Nie będę o tym z wami rozmawiał! To moje ostatnie słowo. Lily i Petunia nie staną się przez was złe.
– Ależ my nie jesteśmy źli! – oburzyła się kobieta.
– Nie, wcale. A ile osób...?
– Dość – przerwał surowym głosem ojciec.
– Oczywiście! – krzyknął Nathan i wyszedł szybkim krokiem z pokoju.
Miał zamiar iść na górę, by przemyśleć kilka ważnych spraw, ale nim tam dotarł, usłyszał radosny okrzyk Petunii.
– A Lily też? Super! – piszczała czterolatka. – Pokażcie nam to jeszcze raz! Jeszcze raaaz!
Wparował do pomieszczenia, które dopiero co opuścił.
– Co tu się dzieje?! – obawiał się najgorszego.
– Tato, tato! Dziadek powiedział mi, że jesteśmy z Lily...
– Mówiłem wam coś! – przerwał jej ojciec, zwracając się z krzykiem do rodziców. – Musieliście?! A jeśli jednak tak nie będzie?! Ja nie wiem, jak to działa! Nie wiem tego do końca! Mogą nigdy nie być...! Och, nie róbcie im nadziei...choć Lily i tak nie będzie nic pamiętać... Ale Petunia...co wy najlepszego zrobiliście?! Teraz będę jej musiał wszystko wytłumaczyć! Nie jest na tyle mała, żeby zapomnieć tak szybko!
Wziął na ręce obie córki i bez słowa pożegnania wyszedł z domu.
Scena zmieniła się.
Stał teraz przed drzwiami do swojego mieszkania, na dworze ciągle padało. Dopiero co tu się zjawił, po tym dość nieprzyjemnym zajściu u rodziców.
– Tylko nie mów nic nikomu Petunio, dobrze? Nawet mamie. To wielka tajemnica, nie zawiedź mnie.
Spojrzał na starszą dziewczynkę, która kiwała ponuro głową.
– Obiecujesz? – zapytał.
– Tak, tato – odrzekła.
– Lily! – krzyknął nagle Nathan na córkę, siedzącą koło niego na łóżku w jego sypialni.
– Przepraszam! – piętnastoletnia dziewczyna zatkała sobie usta dłonią przerażona. – Ja nie chciałam! Formuła zaklęcia sama mi przyszła na myśl i tak ... po prostu! Nie chciałam, naprawdę!
– I od tak włamałaś się do mojej pamięci?! – wybuchnął.
– Przepraszam, nie kontrolowałam tego! – łkała.
– Dobrze, ale...i tak nie mam zamiaru ci nic tłumaczyć. Nigdy nie powinnaś była tego zobaczyć – rzekł oschle.
– Ale...zaraz...a tak właściwie, to skąd wiesz, że widziałam te wspomnienia?
– Zdaje mi się...hm...– zaczął się jąkać – że skoro ja je widziałam i widziałem w nich ciebie...to ty też.
– Skąd znasz mamę Severusa? – wypaliła bez zastanowienia. – I o co chodzi dziadkom...i tobie?
– Mówiłem, że nie zamierzam ci tego tłumaczyć.
– Dobrze, ale z nimi chyba mogę się spotkać, tak czy nie?! – zdenerwowała się.
Popatrzył przez chwilę w jej oczy i cicho powiedział:
– Nie. To moje ostatnie słowo.
– Świetnie! – krzyknęła i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
I tak się z nimi spotka. Nie zamierzała się poddawać, a po prostu musiała dowiedzieć się prawdy. Czuła, że jest to coś naprawdę bardzo ważnego, co mogłoby nawet zaważyć na jej przyszłym życiu. A przeczucia nigdy jej nie myliły.
"Może mama coś wie", pomyślała, po czym udała się do kuchni, szukając jej. Miała szczęście - była tam.
Oczywiście, nie zamierzała powiedzieć jej, CO przed chwilą zobaczyła we wspomnieniach ojca. Zachowa to dla siebie. Zaczęła bardzo delikatnie:
– Hm...mamo? – uchwyciła jej spojrzenie. – Zastanawiałam się, kiedy dziadkowie do nas przyjadą...
– Zadzwonię do nich dzisiaj i ich zapytam, a co, stęskniłaś się? – zapytała radośnie pani Evans, ciesząc się, że Lily kocha jej rodziców tak bardzo, że nie może się doczekać ich kolejnej wizyty.
– I to jeszcze jak! – udawała zachwyconą. – A...tak w ogóle... – zrobiła niepewną minę – oni się znają z rodziną taty?
Kobieta się zmieszała.
– Nie, nie wiem czemu, ale on nie chciał, by się poznawali. Twierdzi, że jego rodzice są ... złymi ludźmi. Nie pytaj dlaczego, sama nie mam pojęcia. Wiesz przecież, że zawsze tak opowiadał.
– Rozumiem...ale jednak...bardzo chciałabym ich poznać. Znasz ich adres?
– Nie, tata nic mi więcej nie mówił.
– Szkoda, że nigdy ich nie poznam...a tak bardzo chciałam – już powoli się obróciła i zmierzała w kierunku drzwi, szurając nogami i zwieszając smętnie głowę.
– Ale! – zawołała za nią matka w przypływie impulsu.
– Tak? – to pytanie było pełne nadziei.
– Postaram się znaleźć jakieś dokumenty ojca...może to cię naprowadzi.
– A ty? Nie jesteś ciekawa, kim są jego rodzice? – udawała zdziwioną, lecz tak naprawdę cieszyła się z takiego obrotu spraw.
– Całe życie żyję bez tej świadomości. Najwyraźniej ty nie możesz, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś się tego dowiedziała. Ale nie mów nic tacie.
– Nie mam takiego zamiaru – po jej minie było widać, że jest głęboko usatysfakcjonowana.
– To zajmij go czymś. Najlepiej zabierz go gdzieś na resztę dnia.
Lily nie znała matki od tej strony...nie wiedziała, że jest taka, hm...przebiegła, sprytna. Cechy Ślizgona. Może dlatego dziewczyna była w Slytherinie? Wiele ją łączyło z matką, tak, ale przecież kobieta, która była dla niej autorytetem, odznaczała się uczciwością, odwagą, lojalnością, honorem, sprawiedliwością, gotowością na wszystko...gdyby była czarownicą, idealnie nadawałaby się do domu Lwa.
"Bardziej pasujesz do Gryffindoru", przypomniał jej się liścik, który wypadł z jej nowego, ślicznego naszyjnika...zaraz, ślicznego?! Przecież dostała go od Pottera! Znowu ten pajac daje o sobie znać! Jak ona go nienawidziła, grrrr!!! Znaczy...odkąd pomogła mu wtedy, w Zakazanym Lesie, był...nawet...znośny...Ona po prostu nienawidziła myśleć o nim w taki sposób. Co nie zmienia faktu, że jednak ten wisiorek jest śliczny...Tak jak osoba, która go kupiła...STOP! NIE! Nie będzie zaprzątać sobie nim głowy! Nie Potterem! Była zła na samą siebie, że w ogóle sobie o nim przypomniała.
– Dobrze – powiedziała w końcu, wracając do rzeczywistości, po czym wyszła z kuchni.
Chciała udać się do swojego pokoju, ale nagle usłyszała dzwonek.
– Lily, otwórz! – zawołała jej mama. – Ja nie mogę, zmywam!
Dziewczyna powlokła się niechętnie do wejścia i otworzyła drzwi. Nie wiedziała, kogo się spodziewać, ale nie pomyślałaby, że ktoś taki przyjdzie do nich z wizytą. Nigdy wcześniej go nie widziała.
Stał przed nią tęgi chłopak, który prawie nie miał szyi. Jego paciorkowate oczy spojrzały na nią, a usta wykrzywił odpychający uśmiech. Jeszcze bardziej zniechęcał ją jego okropny wąsik, powinien go zgolić. Nastolatek (miał około siedemnastu - osiemnastu lat) przemówił grubym głosem:
– Przyszedłem tylko, żeby oddać Petunii szalik. Zostawiła go u mnie wczoraj. E...no to cześć! I...przepraszam za problem! A...i jeszcze proszę jej przypomnieć o spotkaniu.
Odwrócił się i oddalił szybkim krokiem.
Kto to, do licha, był i czemu miał coś, co należało do jej siostry?
Ignorując pytania mamy o gościa, pognała na górę.
– Ktoś to dla ciebie przyniósł – Lily rzuciła Petunii jej własność. – I kazał przypomnieć o jakimś spotkaniu.
– Vernon – na jej twarz od razu wstąpił uśmiech.
– Że kto?!
To było dziwne...przecież jeszcze dzisiaj Petunia twierdziła, że kocha Severusa...a teraz najwyraźniej rozpływała się na myśl o jakimś grubasie!
– Och, nikt nikt, tylko kolega – zarumieniła się.
– Ja już nic z tego nie rozumiem.
– To chyba dobrze – zaśmiała się przyjaźnie. Nie miała nic złego na myśli...no właśnie. Znowu dziwnie się zachowała, a przecież nie była dla niej miła przez ostatnich kilka lat. To chore.
– Która godzina? – zapytała od niechcenia starsza z dziewczyn.
– Ym...już 19.43.
– CO?! Sorry, Lily, ja się muszę szykować! Za siedemnaście minut muszę już tam być!
Nie nie nie nie. Coś tu nie gra,
– Dlaczego, do jasnej cholery, mówiłaś, że kochasz Severusa, a spotykasz się z jakimś gościem? – wypaliła bez zastanowienia dziewczyna.
Siostra spojrzała na nią wzrokiem, mogącym zabić.
– A TY SKĄD TO WIESZ, HM?! SKĄD WIESZ, ŻE KOCHAM SNAPE'A?! POWIEDZIAŁ CI?! A TO CHOLERNY...!
– NIE! I PRZESTAŃ DRZEĆ JAPĘ! Nic mi nie mówił – dodała spokojniejszym tonem. – Usłyszałam wszystko, jak wracałam z łazienki. Mogłaś mi powiedzieć. Przez tyle lat to ukrywałaś, a ja się zastanawiałam, dlaczego nasze relacje ciągle się pogarszają – w jej głosie słychać było żal.
– Muszę już iść, umówiłam się i jak teraz nie wyjdę, to się spóźnię – zmierzyła rudowłosą chłodnym spojrzeniem, po czym niespodziewanie w jej oczach zabłysły iskierki...czułości? Może nawet miłości? Kto wie...
– Powodzenia – Lily uśmiechnęła się serdecznie, co zdziwiło nawet ją samą.
Postanowiła, że nie będzie już więcej wracać do tego tematu. Jeśli Petunia go kocha...no to...ech. I tak niedługo zapomni...oczywiście z pomocą tego jakiegoś Vernona.
Podeszła do siostry i przytuliła ją. Ta, bardzo zaskoczona, odwzajemniła to, po chwili jednak przypominając sobie, że się w końcu umówiła. Szepnęła tylko krótkie "dziękuję" i wyszła z pokoju.
Lily myśląc o wszystkim, co przydarzyło się dzisiejszego dnia, opadła zmęczona na łóżko i od razu zasnęła.
Lily pierwsza doszła do siebie.
– Tato? Ja...my...nie wiedzieliśmy, że znasz się z mamą Seva – powiedziała niepewnie.
– Severus – wyszeptała nagle kobieta, otrząsając się i szukając wzrokiem dziecka. Podbiegła do niego i uścisnęła go. – Severusie, tak bardzo za tobą tęskniłam.
– Eileen – odezwał się pan Evans. Spojrzał na nią znacząco.
– Tak – odpowiedziała na niezadane pytanie.
– Ciekawa sytuacja! – wykrzyknęła nagle Mary trochę rozhisteryzowana. – To miło, że się znacie! Może powiecie łaskawie, skąd?! Jestem tego ciekawa pewnie tak samo, jak inni!
Próbowała się chyba uspokoić, ale nie wychodziło jej to.
– Ze szkoły – wypalił od razu Nathan, nim zdążył ugryźć się w język.
– Filologia współczesna – przerwała mu z naciskiem Eileen, patrząc na niego. – Cambridge. Wiem, że ...to nie jest magiczne...ale...zrezygnowałam z życia w świecie magii – wyraźnie posmutniała. –Przez męża.
– Skarbie, myślałam, że wolisz przedmioty ścisłe – powiedziała Mary z powątpiewaniem.
– Bo to prawda. Na filologię chodziłem tylko przez pierwszy semestr.
Lily nie bardzo chciało się wierzyć w te wyjaśnienia. Dorośli ewidentnie mieli coś do ukrycia.
Zaczęła obserwować każdego z osobna...ale nagle zauważyła, że jej siostra gdzieś zniknęła. Rudowłosa wyszła po cichu z salonu, biorąc Severusa za rękę.
– Musimy znaleźć Petunię – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem .
Dziewczyna siedziała w pokoju na swoim łóżku. Weszli do środka i już od progu Lily wypaliła:
– Ty coś wiesz! O co chodzi?!
– O nic...– odpowiedziała ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
– Tunio! Masz mi w tej chwili...
– Nie! Wkurza cię to, że wiem w końcu coś, czego święta Lily nie wie?! To bardzo dobrze! I ty się tego nie dowiesz!
Wybiegła z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Kiedy Lily trochę ochłonęła, powiedziała:
– Przeanalizujmy wszystko. Nasi rodzice się znają. Nie wiemy skąd. Ale Petunia najwyraźniej wie...albo tylko udaje, że wie...Jest na mnie wściekła za to, że się z tobą zadaję. Nie, to chyba nie ma nic do rzeczy...Nazywa mnie dziwadłem i nie lubi magii...to chyba też nie ma nic do rzeczy. Och, no nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi! – opadła bezsilnie na łóżko.
– Lily, spokojnie. Wszystko się jakoś wyjaśni.
– Tata nigdy nie mówił nam nic o swojej młodości...– przypomniała sobie. – Albo przynajmniej ja nic nie pamiętam. Nie znam też jego rodziców. A co do tych studiów, to sam widziałeś, jak mama się zdziwiła...I faktycznie, chyba woli matematykę, pomaga Petunii w odrabianiu lekcji, jest w tym naprawdę dobry. Dlaczego więc miałby chodzić na filologię?
– Nie wiem...mama też mi nigdy nic nie mówiła o jakiś mugolskich studiach...Chociaż prawdą jest, że ona nie czaruje. Myślę, że to przez ojca, tak jak powiedziała...zbyt duża presja, przemoc i te rzeczy... I dodatkowo, co jest bardzo dziwne, zawsze jak wspominałem twoje nazwisko to smutniała...Ale tylko nazwisko, nie imię.
– Dlaczego?
– A skąd ja mam to wiedzieć? – usiadł koło niej.
– Wydaje mi się, że coś ważnego przed nami ukrywają. No i do tego dochodzi ta cała akcja z Petunią... – jeśli wcześniej w jej głowie był zamęt, to teraz już nie wiedziała, jak nazwać to, co się w niej działo.Głos Snape'a wyrwał ją z zamyślenia:
– Mamy za mało informacji, żeby cokolwiek teraz wskórać.
– Masz rację – westchnęła. – Chodźmy na dół, mam nadzieję, że nie stoją nadal w drzwiach.
– No dobraa...
Zwlekli się z łóżka i zeszli po schodach. W przedpokoju nikogo nie było. Weszli do kuchni i zobaczyli, że już nakryto i podano do stołu.
Przez całą wizytę mamy Snape'a, panowała dość niezręczna atmosfera.
– Severusie, chcesz zostać tu do końca przerwy świątecznej, czy wracasz ze mną do domu? – zapytała syna, kiedy miała już wychodzić.
– Idę z tobą...ale chciałbym się pożegnać z Lily – bąknął.
Wziął ją za rękę, na co wszyscy, włącznie z nią samą, się zdziwili. Zaprowadził ją na taras, nie zważając na zimno panujące na zewnątrz.
– Rozwiążemy tę zagadkę – powiedział opierając ręce na balustradzie. – Obiecuję.
Lily wzdrygnęła się, kiedy zawiał silniejszy wiatr.
– Chodzi ci o rodziców? – zapytała znając już odpowiedź.
– Spróbuj wyciągnąć coś z taty...ja postaram się z mojej mamy.
– Nie wiem czy to się uda – kolejne dreszcze – skoro nawet swojej żonie nic nie powiedział, to co dopiero mi... – była pełna wątpliwości.
– Wierzę w ciebie, Lily – położył dłoń na jej policzku. – Lepiej już wracajmy, zbyt ciepło to tu nie jest.
– Lily roześmiała się cicho i razem z przyjacielem weszła do domu.
Wszyscy spojrzeli w ich kierunku.
– Do zobaczenia, Severusie – szepnęła Lily i pocałowała go delikatnie w policzek.
– Pa – wyraźnie posmutniał, gdy oddalił się od niej i stanął koło swojej mamy.
– Do widzenia, naprawdę smaczny obiad pani zrobiła – odezwała się kobieta. – Miło się rozmawiało, taak – zamyśliła się przez chwilę, gdy jej wzrok spoczął na ojcu Lily. – Na nas już czas. Do zobaczenia!
Szybko się odwróciła i wyszła na dwór, pociągając za sobą syna.
Pan Evans natychmiast oddalił się od reszty swojej rodziny i udał się do sypialni.
Było widać, że coś go kiedyś łączyło z Eileen...jakieś bliższe uczucie...byli parą? Możliwe...
Ale po głowie chodziło jej tylko jedno pytanie: jeśli tak, to kiedy?
Z tego, co wiedziała, jej rodzice poznali się, gdy byli bardzo młodzi - mieli wtedy może ze dwadzieścia lat. O swoim dzieciństwie ojciec rzadko opowiadał. Dlatego też nie znała swoich dziadków. Gdy była młodsza, twierdził, że nie są oni zbyt dobrymi ludźmi...
Dziewczyna nie wiedziała, co o tym myśleć...teraz wszystko wydawało jej się jednym wielkim kłamstwem. A ona musi się dowiedzieć prawdy. Lily Evans nigdy się nie poddaje!
Wkradła się do sypialni rodziców i zobaczyła pogrążonego w myślach ojca. Podsunęła się odrobinkę do niego i wyszeptała:
– Tato?
Podniósł głowę.
– Możemy porozmawiać? – zapytała nieśmiało.
Cisza.
– Tak...tak, oczywiście córciu – odpowiedział po chwili.
Usiadła obok niego.
– Nie pytaj mnie, skąd znam Eileen, to bardzo długa i zawiła historia – wyparował od razu.
– Nawet nie miałam zamiaru o tym z tobą mówić – odparła szczerze.
– Więc o co chodzi? – wydawał się być szczerze zdumiony.
– O...o dziadków. Chciałabym się z nimi spotkać – podjęła tę decyzję, stojąc na korytarzu. Nie chciała nic wyciągać od ojca na siłę...dowie się prawdy w inny sposób.
Napotkała jego przestraszone spojrzenie, więc rzekła:
– Mam piętnaście lat, tato, jestem już dużą dziewczynką i chyba mogę decydować o tym, co robić? Chcę poznać swoich dziadków. Jak najszybciej. Chciałabym, żebyś odnowił z nimi kontakt...dla mnie...ty nie musisz się z nimi dogadywać, nie musisz ich odwiedzać, ale ja jestem ich wnuczką! I nie obchodzą mnie wasze urazy z przeszłości, chcę ich poznać! Możesz ich sobie nie lubić, nawet nienawidzić, ale nie odbieraj mi szansy spotkania się z rodziną!
– Ale, Lily, to nie będzie dla ciebie dobre, wierz mi.
– Nie! Sama będę decydować o tym, co jest dla mnie dobre, a co nie! Czemu nie chcesz, żebym miała z nimi kontakt?
W tym momencie, niespodziewanie, obrazy z przeszłości zaczęły przewijać się mężczyźnie przez głowę, mimo że tego nie chciał. Zobaczył oczy. Duże, brązowe oczy, ukochane oczy, które patrzyły na niego czule. Potem lekko haczykowaty nosek i pełne usta. Na jej twarz spadały gęste, czarne loki. Przytulił ją i wiedział, że nie zamierza jej tak łatwo puścić. Eileen była tą jedyną. Wyszeptała jego imię i zaśmiała się.
Scena się zmieniła.
Ta sama dziewczyna leżała na łóżku i uśmiechała się prowokacyjnie do niego. Podszedł bliżej i po prostu się na nią rzucił mrucząc przy tym czułe słówka.
Znowu zmiana.
Teraz stał z nią w jakiejś ciemnej, wąskiej uliczce.
– Nie możesz mi tego zrobić – wyszeptał ze łzami w oczach. – Po prostu nie możesz. Nie zostawiaj mnie!
– Muszę. Zrozum. Wiesz, że tego nie chcę. Kocham cię, ale on...
– Nie wspominaj mi o nim – był zły, ale mimo to podszedł do niej i musnął wargami jej usta. – Też cię kocham, Eileen. I proszę cię, nie odchodź. Błagam!
– Znajdź sobie kogoś, Nathanie. Żyj własnym życiem, bądź szczęśliwy. Beze mnie. Uda ci się. Załóż rodzinę. Zapomnij o mnie.
– Nie potrafiłbym. Jesteś najważniejsza. Jesteś całym moim światem.
– Nie możemy- powiedziała przerażona ze łzami w oczach.
– Przecież to miało minąć...
– Tak, ale skąd masz pewność,że tak będzie? Może tak...będzie lepiej – cała drżała, kiedy to mówiła.
Przytulił ją i zaczął gładzić po włosach.
– Gdyby nie on...nie obchodziłoby cię to. Byłabyś ze mną pomimo tego.
– Tak. Ale nic nie możemy na to poradzić...on....
– Możemy! Przecież...
– No właśnie już nie! Już nie. Żegnaj, Nathan. I nie pisz nigdy więcej – po jej pięknej twarzy spłynęła samotna łza, gubiąc się gdzieś w jej gęstych lokach.
– Kocham cię – wyszeptał. – Zawsze będę.
– Wiem – spojrzała ostatni raz w te czarne oczy, teraz przepełnione bólem i żalem. – Ja też.
Odsunęła się od niego.
Scena znowu się zmieniła.
Był w kinie. Obok niego siedziała rudowłosa piękność o zielonych oczach, którą trzymał za rękę. Zależało mu na niej. Cholernie. Niemal tak samo jak na Eileen... może nawet bardziej. Szepnął jej do ucha kilka słów, na co ona zachichotała słodko i wrócili do oglądania filmu.
Zmiana.
Znajdował się w sterylnie czystym pomieszczeniu o porażająco białych ścianach. Naprzeciw i obok niego stało kilka twardych, czarnych krzeseł. Czekał z niecierpliwością. Wyprosili go z sali. Mary miała trudności z urodzeniem naturalnie, musieli zrobić jej cesarskie cięcie. Woleli, żeby na to nie patrzył, on się z nimi zgadzał. Drzwi na końcu korytarza otworzyły się i ujrzał młodą kobietę z blond włosami opadającymi na drobne ramiona. Była ubrana w biały kitel. Podeszła do niego wolnym, spokojnym krokiem i powiedziała z dobrotliwym uśmiechem na twarzy:
– To dziewczynka.
– Kiedy będę mógł ją zobaczyć?
Przekazała mu gestem dłoni, żeby poszedł za nią. Minęli kilka korytarzy i weszli do małego pomieszczenia. Nathan od razu podbiegł do łóżka, na którym leżała Mary, trzymając to piękne maleństwo.
Nic nie mówili. Patrzyli tylko na najcudowniejszy dar, jaki kiedykolwiek mogli dostać.
– Córeczko – wyszeptał mężczyzna z uśmiechem – słyszysz mnie? Jestem twoim tatusiem, złociutka.
Niemowlę spojrzało na niego dużymi, czarnymi oczami i wspomnienie się zmieniło.
Wparował do domu, ledwo dysząc ale pomimo tego był bardzo szczęśliwy.
– Mary! – zawołał od progu. – Petunio! Wróciłem!
Szybko zdjął buty i płaszcz i popędził do salonu.
– Och! – wyrwało mu się na widok malutkiego cudeńka, trzymanego przez wybrankę jego serca.
Natychmiast podbiegła do niego dwuletnia Petunia, krzycząc coś po "bobasowemu". Dało się z tego wychwycić tylko "tatatatatata". Wziął szkraba na ręce i podszedł do kanapy, stojącej przy marmurowym kominku.
– Jest...brak mi słów. Jest prześliczna. Cudna i...– zachwycał się niemowlęciem. – Mogę ją potrzymać?
Kobieta wybuchnęła perlistym śmiechem, który tak uwielbiał.
– Oczywiście, że możesz! Przecież to twoja córka!
Postawił Petunię na ziemię i chwycił delikatnie w ramiona dzidziusia, całując przelotnie żonę.
– Lily...słodka Lily – nucił pod nosem. – Jakież to piękne imię! Lily, aach, taka podobna do mamy. Taka śliczna. Będziesz piękną kobietą, Lily.
Scena znów uległa zmianie.
Obfity deszcz bębnił w szyby, a on siedział na niewygodnej, starej kanapie. W kącie pokoju bawiły się jego dwie córeczki - największe skarby, jakie kiedykolwiek mógłby mieć. Dzieci kobiety, którą kocha. Jednak nie mógł się powstrzymać, by co jakiś nie myśleć o Eileen, zastanawiając się co u niej...był głupi, że pozwolił jej odejść. Po ich rozstaniu spotkał się z nią...ale tylko raz...przypadkiem. I wtedy, właśnie wtedy, ten jeden jedyny raz zdradził Mary. Miał już wtedy nawet Petunię. Poza tym...Mary o tym wie, powiedział jej...a wtedy ona przyznała się do romansu z jej "kolegą z pracy". No cóż, zdarza się każdemu. Obiecali sobie, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Ale Eileen przynajmniej miała do niego prawo. Chociaż teoretycznie nie powinna go mieć...Spotkali się pewnego dnia przed księgarnią i sklepem z płytami gramofonowymi... Czy to...przeznaczenie? Odrzucił od siebie tę myśl. Miał jej więcej nie wspominać. A tym bardziej tamtego wieczoru, kiedy się z nią kochał...Kilka miesięcy później napisała do niego i kontakt się urwał. Zabroniła mu nawet odpisać...ten ostatni raz.
Spojrzał w zimne oczy swojego ojca, siedzącego razem z matką na przeciwko niego. Mężczyzna zerknął na swoje wnuczki i zapytał:
– Kiedy masz zamiar im to oznajmić?
– Ja...nigdy. Niech mają normalne życie.
– Musisz to zrobić, synu.
– Nie. Wiesz jak jest i jak było.
– Owszem. Splamiłeś swój honor. Oczerniłeś naszą rodzinę. Co on teraz powie? W najlepszym wypadku...
–On wie. Sam to zlecił. Myślał, że zdoła mnie powstrzymać. Mylił się. Kochałem ją i nikt nie mógł mi tego odebrać. On mnie chciał, ale odmówiłem. Nie chodzi tylko o nią. Po prostu nie chcę i koniec. Nie pójdę w wasze ślady.
– Rozumiem cię, synku – odezwała się jego matka. – Ale dzieci...
– Nie będę o tym z wami rozmawiał! To moje ostatnie słowo. Lily i Petunia nie staną się przez was złe.
– Ależ my nie jesteśmy źli! – oburzyła się kobieta.
– Nie, wcale. A ile osób...?
– Dość – przerwał surowym głosem ojciec.
– Oczywiście! – krzyknął Nathan i wyszedł szybkim krokiem z pokoju.
Miał zamiar iść na górę, by przemyśleć kilka ważnych spraw, ale nim tam dotarł, usłyszał radosny okrzyk Petunii.
– A Lily też? Super! – piszczała czterolatka. – Pokażcie nam to jeszcze raz! Jeszcze raaaz!
Wparował do pomieszczenia, które dopiero co opuścił.
– Co tu się dzieje?! – obawiał się najgorszego.
– Tato, tato! Dziadek powiedział mi, że jesteśmy z Lily...
– Mówiłem wam coś! – przerwał jej ojciec, zwracając się z krzykiem do rodziców. – Musieliście?! A jeśli jednak tak nie będzie?! Ja nie wiem, jak to działa! Nie wiem tego do końca! Mogą nigdy nie być...! Och, nie róbcie im nadziei...choć Lily i tak nie będzie nic pamiętać... Ale Petunia...co wy najlepszego zrobiliście?! Teraz będę jej musiał wszystko wytłumaczyć! Nie jest na tyle mała, żeby zapomnieć tak szybko!
Wziął na ręce obie córki i bez słowa pożegnania wyszedł z domu.
Scena zmieniła się.
Stał teraz przed drzwiami do swojego mieszkania, na dworze ciągle padało. Dopiero co tu się zjawił, po tym dość nieprzyjemnym zajściu u rodziców.
– Tylko nie mów nic nikomu Petunio, dobrze? Nawet mamie. To wielka tajemnica, nie zawiedź mnie.
Spojrzał na starszą dziewczynkę, która kiwała ponuro głową.
– Obiecujesz? – zapytał.
– Tak, tato – odrzekła.
– Lily! – krzyknął nagle Nathan na córkę, siedzącą koło niego na łóżku w jego sypialni.
– Przepraszam! – piętnastoletnia dziewczyna zatkała sobie usta dłonią przerażona. – Ja nie chciałam! Formuła zaklęcia sama mi przyszła na myśl i tak ... po prostu! Nie chciałam, naprawdę!
– I od tak włamałaś się do mojej pamięci?! – wybuchnął.
– Przepraszam, nie kontrolowałam tego! – łkała.
– Dobrze, ale...i tak nie mam zamiaru ci nic tłumaczyć. Nigdy nie powinnaś była tego zobaczyć – rzekł oschle.
– Ale...zaraz...a tak właściwie, to skąd wiesz, że widziałam te wspomnienia?
– Zdaje mi się...hm...– zaczął się jąkać – że skoro ja je widziałam i widziałem w nich ciebie...to ty też.
– Skąd znasz mamę Severusa? – wypaliła bez zastanowienia. – I o co chodzi dziadkom...i tobie?
– Mówiłem, że nie zamierzam ci tego tłumaczyć.
– Dobrze, ale z nimi chyba mogę się spotkać, tak czy nie?! – zdenerwowała się.
Popatrzył przez chwilę w jej oczy i cicho powiedział:
– Nie. To moje ostatnie słowo.
– Świetnie! – krzyknęła i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
I tak się z nimi spotka. Nie zamierzała się poddawać, a po prostu musiała dowiedzieć się prawdy. Czuła, że jest to coś naprawdę bardzo ważnego, co mogłoby nawet zaważyć na jej przyszłym życiu. A przeczucia nigdy jej nie myliły.
"Może mama coś wie", pomyślała, po czym udała się do kuchni, szukając jej. Miała szczęście - była tam.
Oczywiście, nie zamierzała powiedzieć jej, CO przed chwilą zobaczyła we wspomnieniach ojca. Zachowa to dla siebie. Zaczęła bardzo delikatnie:
– Hm...mamo? – uchwyciła jej spojrzenie. – Zastanawiałam się, kiedy dziadkowie do nas przyjadą...
– Zadzwonię do nich dzisiaj i ich zapytam, a co, stęskniłaś się? – zapytała radośnie pani Evans, ciesząc się, że Lily kocha jej rodziców tak bardzo, że nie może się doczekać ich kolejnej wizyty.
– I to jeszcze jak! – udawała zachwyconą. – A...tak w ogóle... – zrobiła niepewną minę – oni się znają z rodziną taty?
Kobieta się zmieszała.
– Nie, nie wiem czemu, ale on nie chciał, by się poznawali. Twierdzi, że jego rodzice są ... złymi ludźmi. Nie pytaj dlaczego, sama nie mam pojęcia. Wiesz przecież, że zawsze tak opowiadał.
– Rozumiem...ale jednak...bardzo chciałabym ich poznać. Znasz ich adres?
– Nie, tata nic mi więcej nie mówił.
– Szkoda, że nigdy ich nie poznam...a tak bardzo chciałam – już powoli się obróciła i zmierzała w kierunku drzwi, szurając nogami i zwieszając smętnie głowę.
– Ale! – zawołała za nią matka w przypływie impulsu.
– Tak? – to pytanie było pełne nadziei.
– Postaram się znaleźć jakieś dokumenty ojca...może to cię naprowadzi.
– A ty? Nie jesteś ciekawa, kim są jego rodzice? – udawała zdziwioną, lecz tak naprawdę cieszyła się z takiego obrotu spraw.
– Całe życie żyję bez tej świadomości. Najwyraźniej ty nie możesz, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś się tego dowiedziała. Ale nie mów nic tacie.
– Nie mam takiego zamiaru – po jej minie było widać, że jest głęboko usatysfakcjonowana.
– To zajmij go czymś. Najlepiej zabierz go gdzieś na resztę dnia.
Lily nie znała matki od tej strony...nie wiedziała, że jest taka, hm...przebiegła, sprytna. Cechy Ślizgona. Może dlatego dziewczyna była w Slytherinie? Wiele ją łączyło z matką, tak, ale przecież kobieta, która była dla niej autorytetem, odznaczała się uczciwością, odwagą, lojalnością, honorem, sprawiedliwością, gotowością na wszystko...gdyby była czarownicą, idealnie nadawałaby się do domu Lwa.
"Bardziej pasujesz do Gryffindoru", przypomniał jej się liścik, który wypadł z jej nowego, ślicznego naszyjnika...zaraz, ślicznego?! Przecież dostała go od Pottera! Znowu ten pajac daje o sobie znać! Jak ona go nienawidziła, grrrr!!! Znaczy...odkąd pomogła mu wtedy, w Zakazanym Lesie, był...nawet...znośny...Ona po prostu nienawidziła myśleć o nim w taki sposób. Co nie zmienia faktu, że jednak ten wisiorek jest śliczny...Tak jak osoba, która go kupiła...STOP! NIE! Nie będzie zaprzątać sobie nim głowy! Nie Potterem! Była zła na samą siebie, że w ogóle sobie o nim przypomniała.
– Dobrze – powiedziała w końcu, wracając do rzeczywistości, po czym wyszła z kuchni.
Chciała udać się do swojego pokoju, ale nagle usłyszała dzwonek.
– Lily, otwórz! – zawołała jej mama. – Ja nie mogę, zmywam!
Dziewczyna powlokła się niechętnie do wejścia i otworzyła drzwi. Nie wiedziała, kogo się spodziewać, ale nie pomyślałaby, że ktoś taki przyjdzie do nich z wizytą. Nigdy wcześniej go nie widziała.
Stał przed nią tęgi chłopak, który prawie nie miał szyi. Jego paciorkowate oczy spojrzały na nią, a usta wykrzywił odpychający uśmiech. Jeszcze bardziej zniechęcał ją jego okropny wąsik, powinien go zgolić. Nastolatek (miał około siedemnastu - osiemnastu lat) przemówił grubym głosem:
– Przyszedłem tylko, żeby oddać Petunii szalik. Zostawiła go u mnie wczoraj. E...no to cześć! I...przepraszam za problem! A...i jeszcze proszę jej przypomnieć o spotkaniu.
Odwrócił się i oddalił szybkim krokiem.
Kto to, do licha, był i czemu miał coś, co należało do jej siostry?
Ignorując pytania mamy o gościa, pognała na górę.
– Ktoś to dla ciebie przyniósł – Lily rzuciła Petunii jej własność. – I kazał przypomnieć o jakimś spotkaniu.
– Vernon – na jej twarz od razu wstąpił uśmiech.
– Że kto?!
To było dziwne...przecież jeszcze dzisiaj Petunia twierdziła, że kocha Severusa...a teraz najwyraźniej rozpływała się na myśl o jakimś grubasie!
– Och, nikt nikt, tylko kolega – zarumieniła się.
– Ja już nic z tego nie rozumiem.
– To chyba dobrze – zaśmiała się przyjaźnie. Nie miała nic złego na myśli...no właśnie. Znowu dziwnie się zachowała, a przecież nie była dla niej miła przez ostatnich kilka lat. To chore.
– Która godzina? – zapytała od niechcenia starsza z dziewczyn.
– Ym...już 19.43.
– CO?! Sorry, Lily, ja się muszę szykować! Za siedemnaście minut muszę już tam być!
Nie nie nie nie. Coś tu nie gra,
– Dlaczego, do jasnej cholery, mówiłaś, że kochasz Severusa, a spotykasz się z jakimś gościem? – wypaliła bez zastanowienia dziewczyna.
Siostra spojrzała na nią wzrokiem, mogącym zabić.
– A TY SKĄD TO WIESZ, HM?! SKĄD WIESZ, ŻE KOCHAM SNAPE'A?! POWIEDZIAŁ CI?! A TO CHOLERNY...!
– NIE! I PRZESTAŃ DRZEĆ JAPĘ! Nic mi nie mówił – dodała spokojniejszym tonem. – Usłyszałam wszystko, jak wracałam z łazienki. Mogłaś mi powiedzieć. Przez tyle lat to ukrywałaś, a ja się zastanawiałam, dlaczego nasze relacje ciągle się pogarszają – w jej głosie słychać było żal.
– Muszę już iść, umówiłam się i jak teraz nie wyjdę, to się spóźnię – zmierzyła rudowłosą chłodnym spojrzeniem, po czym niespodziewanie w jej oczach zabłysły iskierki...czułości? Może nawet miłości? Kto wie...
– Powodzenia – Lily uśmiechnęła się serdecznie, co zdziwiło nawet ją samą.
Postanowiła, że nie będzie już więcej wracać do tego tematu. Jeśli Petunia go kocha...no to...ech. I tak niedługo zapomni...oczywiście z pomocą tego jakiegoś Vernona.
Podeszła do siostry i przytuliła ją. Ta, bardzo zaskoczona, odwzajemniła to, po chwili jednak przypominając sobie, że się w końcu umówiła. Szepnęła tylko krótkie "dziękuję" i wyszła z pokoju.
Lily myśląc o wszystkim, co przydarzyło się dzisiejszego dnia, opadła zmęczona na łóżko i od razu zasnęła.
Na ekranie ucina mi kilka pierwszych słów :(
ReplyDeleteThis comment has been removed by a blog administrator.
ReplyDeleteno niee, niechcący usunęłam twój komentarz, bo mam wgl jakiś dziwny język (jakieś znaczki ;o) ustawiony, nie wiem JAK, ale nie mogę ustawić z powrotem polskiego :cc
Delete...
ReplyDeleteNATHANIEL JEST CZYSTEJ KRWI! LOOOOL! tak, rozgryzlam to :3 Czyli Lilka jest półkrwi :3 miooodzio. Pisaj dalej xD Love u xDD
Osz Ty, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz no! ;*
ReplyDeleteWspaniały rozdział, czekam na kolejny i cieszę się, że nie zawiesiłaś bloga ;*
Pozdrawiam :)
Wszystko nadrobione i przeczytane. Uwielbiam Twoje opowiadanie pomimo tego, że parringów z Lily nie lubię.
ReplyDeleteCo lubię? Sposób, w jaki wykreowałaś Severusa, Lily i Petunię. To, jak pokazałaś relację między nimi. Przeszłość ojca Lily, która coraz bardziej mnie intryguje. Matkę dziewczyn, którą wyobraziłam sobie jako kopię dorosłej Lilki. Co jeszcze? Uwielbiam to, że zmieniłaś i odbiegłaś trochę od kanonu, chociaż ufam, że młoda Evans nie zejdzie się z Potterem. Tak bardzo ich nie lubię, tak bardzo są oklepani :D
Masz dobry pomysł, który chcę realizować razem z Tobą - przez aktywne czytanie i komentowanie! :D Czekam na kolejny rozdział, daj jakoś znać.
xoxo, Bellatrix †
Tak przyjemnie się czyta takie rozbudowane komentarze :) Przepraszam, że nie wchodziłam. Już będę :) Sprawdzaj regularnie, czy już coś jest, bo niedługo powinnam napisać kolejny :)
Deletekocham
ReplyDeleteNa zwykłym komputerze nie widać kilku słów po lewej stronie :(
Bardzo lubię twojego bloga. Lubię w nim to, że nie czytam tego, co było zawarte w książce. Czytam to, co czuła Lily, co czuł Severus, Petunia, James, oni wszyscy. Czytam, jak wszyscy się zmieniają, odbiegasz od tematu i to mi się podoba. Jestem szczerze ciekawa, czy Lily wybierze Jamesa, czy może Severusa. Lubię bardzo parringi z Harrego Pottera, ale bardzo nie lubię parringów głównych bohaterów (Rona, Harrego i Hermiony). Pisz dalej
ReplyDeleteBardzo mi miło czytać takie pozytywne opinie :) Już piszę :)
DeleteBardzo fajnie piszesz :) Kiedy kolejny rozdział?
ReplyDeleteJak najszybciej :D Obiecuję poprawę w kwestii mojego udzielania się tu :)
DeleteWciągnęło mnie to opowiadanie! Ciekawy był ten moment z matką Snape'a i ładny szablon ;)
ReplyDeletehttp://evanslily.blogspot.com/2013/10/rozdzia-3.html zapraszam bo nowy rozdział :)
Ty mi,leniwcze,pisz kolejny rozdział ! Bo nie bez przyczyny,moi znajomi zwą mnie " Tą Niebezpieczną,Nawet Jak Mnie Nie Widzi " xD
ReplyDeletePRZEPRASZAM ;C Już piszę, trzeba wszystko nadrobić, ale na szczęście zbliżają się wakacje ^^
DeleteJa sb czytam Wszystko a tu nagle nie ma nastepnej części no bez jaj ;-; spoko piszesz wiec pisz dalej plis :)
ReplyDeletehttp://hogwart-lily-james.blogspot.com/
ReplyDeleteZapraszam do mnie :)
Hej! Zostałaś właśnie przeze mnie nominowany do Liebster Blog Award! Wszystko znajdziesz w linku: http://hogwart-lily-james.blogspot.com/2013/11/lebster-blog-award.html
ReplyDeletehttp://hogwart-lily-james.blogspot.com/2013/11/liebster-blog-award.html
DeleteJeśli ktoś chce niech zajrzy -http://historiahermionygranger.blog.pl/ Historia Granger i Malfoya
ReplyDelete+ nie przestawaj pisać <3
Ja chce nastepny rozdzial :(
ReplyDeleteJestem już w trakcie pisania ;/ odsyłam do http://wspaniale-i-niebezpieczne-uczucie.blogspot.co.uk/2014/05/youve-got-message2.html, gdzie przepraszam was wszystkich że nie wchodziłam. Będę się starała teraz pisać znacznie częściej :)
DeleteŻądam kolejnego rozdziału! Ale opowiadanie jest zajebiste <3
ReplyDeleteDziękuję :) kolejny rozdział jest w trakcie pisania :)
DeleteSuper Super Super Super Super Super Super!
ReplyDeleteNie róób mi teeego! PISZ KOLEJNY ROZDZIAŁ, PROOOOSZĘ!!!
Tak mało jest blogów o Snily, a ty "zawieszasz" najlepszy? Jula, co jest, nie odpowiadasz na żaden komentarz, a robiłaś to! O co chodzi? ;-;
~Foch, nie podpiszę się, chociaż raczej się pewnie domyślasz :D
:c :c :c :c :c :c
Przepraszam przepraszam przepraszam ;c już będzie dobrze :) będę się starała pisać jak najczęściej, chociaż już wyszłam z wprawy xd Trzeba to nadrobić ^^ jeszcze raz przepraszam ;c
Delete