Thursday, 15 August 2013

Snily - rozdział 5.

Te cztery lata nauki w Hogwarcie minęły Lily bardzo szybko. Była już w piątej klasie, a dyrektor mianował ją i Severusa prefektami Slytherinu. Dziewczyna właśnie zmierzała do biblioteki, myśląc o czekających ją w tym roku SUMach. Zastanawiała się, jak je zda, skoro w jej głowie siedzi ciągle pewien czarnowłosy młodzieniec, kiedy nagle...
– Siema, Smarkerusie! Jak tam pielucha? Już pełna? – usłyszała szyderczy głos znienawidzonego przez siebie Gryfona.
No świetnie. Marzyła o tym.
– Zamknij ryj, Potter, bo zaraz nie będziesz miał tych krzywych zębów – warknął Snape.
– Ohoho, Łapo słyszałeś? Ta mandragora myśli, że mi coś zrobi! – zaśmiewał się James.
– Tak, bo może, więc teraz spadajcie mi stąd, ale już! – Lily wkroczyła do akcji.
– Evans, coś ty taka ostra, co? – zapytał, arogancko się uśmiechając, po czym dodał: – Lubię takie.
Black już tarzał się ze śmiechu.
– Minus piętnaście punktów dla Gryffindoru – powiedziała spokojnie. – Chodź, Severusie, idziemy z tego smrodu.
– Wróciła dawna, stara Evans – rzekł niechętnie Potter – a już wolałem tę niebezpieczniejszą wersję ciebie.
Lily, która już zrobiła kilka kroków w przeciwnym kierunku, nagle zatrzymała się, odwróciła z szybkością błyskawicy, wyciągnęła różdżkę i podeszła do niego celując między oczy.
– FURNUNCULUS! – ryknęła. Z zadowoleniem patrzyła jak na jego przystojnej twarzy pojawiają się białe, pękające bąble i wstępuje na nią grymas bólu.
Zostawiła go z Blackiem, który nie wiedział, co ma zrobić i skakał wokół niego jak głupi.
Severus poszedł za nią.
– To było cudowne – powiedział z zachwytem.
– Dzięki – rzuciła od niechcenia. – A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę do Slughorna, dobrze?
– Myślałem, że idziemy do biblioteki...przecież mieliśmy się tam spotkać. Tylko ten Potter i Black...
– Już dobrze –powiedziała. – Plany mi się zmieniły, a o bandę Pottera już się nie musisz martwić.
– Nie martwię się! – warknął. –Po prostu nie znoszę ich arogancji i pałętania się po szkole...
– Dość – przerwała.
Dostrzegła zdziwienie na jego twarzy, więc szybko zrobiła inną minę.
– Po co idziesz do Slughorna? – zapytał.
– Severusie – zwróciła się do niego z uśmiechem. Dostrzegła cień satysfakcji przebiegający mu po twarzy. Akurat tego w nim nienawidziła. – Nie muszę ci się spowiadać z każdej rzeczy, którą robię.
Snape zatrzymał się, nie wierząc własnym uszom.
Lily bardzo dobrze go rozumiała. Nigdy się do nikogo w taki sposób nie zwracała, a już szczególnie do niego. Wiedziała, że ona się zmienia...i nie podobało jej się to, lecz nic nie mogła na to poradzić.
Dziewczyna poszła dalej, nie zważając na przyjaciela, który dogonił ją w połowie schodów.
– Lily...– zaczął, ale mu przerwała.
– Snape, jeśli chcesz mieć całą twarz, to lepiej mnie teraz zostaw, jasne? Nie musisz wszędzie za mną łazić. Widziałeś, co zrobiłam Potterowi i chyba nie chcesz do niego dzisiaj dołączyć w Skrzydle Szpitalnym, co?
– Ja nie...– wyjąkał.
– Cieszę się – powiedziała oschle, po czym niewerbalnie rzuciła na siebie zaklęcie zwodzące.
Chłopakowi dech zaparło.
– Ale...zaklęcia niewerbalne są dopiero w szóstej klasie! Jak ty to zrobiłaś?! – krzyczał z wrażenia gdzieś przed siebie.
Jednak Lily wyminęła go po cichu i pobiegła do gabinetu nauczyciela eliksirów.
Przed drzwiami odczarowała się i zapukała. Natychmiast jej otworzył.
– Ach, panna Evans! – był wyraźnie zachwycony. – Co panią tutaj sprowadza?
– Chodzi o to, panie profesorze – przybrała niewinny wyraz twarzy – że potrzebuję pozwolenia na korzystania z Działu Ksiąg Zakazanych.
– O tak, oczywiście, już piszę...zaraz...pióro...pergamin...– mruczał do siebie. – Już mam, mam...zaraz...tak...ja...profesor...Horacy...Slughorn...udzielam...pozwolenia...Lily...Evans...na...
korzystanie...z Działu...Ksiąg...Zakazanych...w celu...W jakim celu, kochana? – zapytał odrywając się od pisania.
– W celach naukowych – roześmiała się. On również. – Chciałabym znaleźć kilka przydatnych książek. W tym roku zdaję SUMy i muszę się poprawić z obrony przed czarną magią...
– Jaką ocenę dostałaś na zeszłorocznym egzaminie? – przerwał jej.
– Wybitny – zachichotała. – Ale miałam z niego najmniej punktów, więc pomyślałam, że...
Ale nie musiała kończyć, bo Slugorn już kończył pisać:
– W celu...w celu... W celu samodoskonalenia na najwyższym poziomie! – wykrzyczał w końcu.
Wręczył jej zwitek pergaminu, a ona powiedziała słodko:
– Dziękuję...i dobranoc, panie profesorze.
Nie czekając na odpowiedź, wyszła z pokoju. Znów rzuciła na siebie zaklęcie zwodzące i pognała do biblioteki, gratulując sobie w duchu świetnego pomysłu. Gdy się przed nią znalazła, po raz kolejny w ciągu pół godziny się odczarowała i weszła do niej. Natychmiast zaczęła się rozglądać za Severusem. Miała szczęście, nie było go...a raczej to on miał szczęście. Lily chciała być teraz sama. Odnalazła panią Pince, bardzo młodą kobietę, z którą nawet przyjemnie się rozmawiało. Lubiła przebywać w jej towarzystwie, pomimo tego, że większość uczniów nieco ją drażniła. Pokazała jej pozwolenie od Slughorna, a ona zawołała:
– Lily! A po co, na brodę Merlina, chcesz się dostać do Działu Ksiag Zakazanych? – spytała zszokowana.
– Ach, muszę znaleźć jakieś dobre, czarnomagiczne zaklęcie na Pottera i jego bandę – zaśmiała się.
Pince jej zawtórowała i powiedziała:
– Jak zwykle mała, śmieszna, słodka Lily! Jasne, droga wolna.
Kiedy Lily odchodziła, tamta ciągle się śmiała.
Dziewczyna zastanawiała się, jak można być aż tak głupim, bo...ona nie kłamała.
Znalazła się w tej mrocznej części biblioteki, obok której większość uczniów po prostu bała się przechodzić.
Rudowłosa szwendała się wśród regałów, patrząc na zakurzone tomy i zastanawiając się, który wybrać. Co jakiś czas napotykała na takie tytuły jak: Starożytne wiedźmy, Nie otwierać, Śmierć to zdrowie, Wampiry średniowiecznej Europy...
– Banalne – powiedziała do siebie. – I co niby te książki robią TUTAJ? Spodziewałam się czegoś ... straszniejszego...a nie takiego nudnego badziewia.
W końcu znalazła coś, co w miarę mogło ją zainteresować: Najstraszniejsze zaklęcia.
Sięgnęła po opasły tom oprawiony czarną skórą. Otworzyła i zdmuchnęła warstwę kurzu zalegającego na grubych stronicach. Stwierdziła, że kiedyś musiały być one oblepione jakąś gęstą cieczą...chyba krwią. Czarne plamy zasłaniały niektóre fragmenty zdań, więc nie można było zobaczyć, co jest tam napisane.
Wyjęła różdżkę i spróbowała je trochę usunąć. Kiedy udało jej się wyczyścić większość księgi, zaczęła czytać:
Ta książka nie jest dla słabeuszy. Nie jest nawet dla amatorów czarnej magii. Aby rzucić jakiekolwiek zaklęcie, które tutaj znajdziesz, musisz być naprawdę potężnym czarodziejem. I musisz tego chcieć. Paląca żądza zemsty, chęć zobaczenia bólu w oczach wroga...przyjaciela, który zdradził...
Skutki użytych uroków mogą być...dla nas fascynujące, dla ewentualnych świadków...przerażające. I właśnie o to chodzi. Przejdźmy do konkretów. Oprócz Zaklęć Niewybaczalnych jest jeszcze mnóstwo innych, równie ciekawych klątw...
Lily ucieszona, że znalazła coś przydatnego, wertowała księgę. Znalazła mnóstwo 'pożytecznych' zaklęć, które z przyjemnością wypróbuje na Potterze i jego bandzie. I nie było to z pewnością durne "Furnunculus", które dzisiaj na niego rzuciła. Było to coś o wiele...oj, o wiele lepszego. Z uśmiechem na ustach machnęła różdżką i książka zmniejszyła się do rozmiarów żuka. Schowała ją do kieszeni i żegnając się z panią Pince, wyszła z biblioteki. Nikt nigdy się nie dowie, co Lily knuła. A było to coś okropnego...

***

      Nie udawało jej się złapać Pottera samego, zawsze łaził z którymś ze swoich koleżków. Po ich ostatnim niemiłym spotkaniu, chłopak jeszcze bardziej za nią latał i, wykorzystując najrozmaitsze okazje, coraz częściej dokuczał Snape'owi. Lily się to bardzo nie podobało...ale już niedługo Potterowi zejdzie ten arogancki uśmieszek z ust. Dziewczyna się zmieniała, jednak nadal przyjaźniła się z Severusem. Ba, mogłaby powiedzieć, że czuła do niego coś więcej. Nie była już tą 9-letnią dziewczynką, która nie potrafi określić swoich uczuć. Severus był...przystojny. Zaczęła to zauważać. Wcześniej liczył się dla niej tylko jego charakter, ale teraz...zaczął ją pociągać. Lśniące, czarne włosy opadające mu na czoło, oczy w tym kolorze, które patrzyły na nią z uwielbieniem, ziemista cera, haczykowaty nos i ten jego piękny uśmiech, w którym ukazywał swoje śnieżnobiałe zęby...Podobał jej się jego śmiech...cały jej się podobał. Ale za nic w świecie mu tego nie wyzna, mimo iż wie, że sprawiłoby mu to ogromną radość. Wiedziała również, że jest w niej szaleńczo zakochany...tak jak każdy facet w tej szkole, ale akurat to on ma największe szanse, choć sam o tym nie wie. Pomyślała o Potterze - głupi, nadęty pajac, który uważa się za lepszych od innych. Ale jedno mu musiała z niechęcią przyznać: był najprzystojniejszym chłopakiem w Hogwarcie. Mógł się z nim równać tylko, co Lily również doprowadzało do szału, Syriusz Black. "Powinien być w Slytherinie", pomyślała, "cała jego rodzina tam była, dlaczego on też nie może?! Przeklęci Gryfoni, zawsze wszędzie ich pełno".
Obaj mieli brązowe oczy i włosy, jak na 15-latków -wyrobione mięśnie, fajnie się ubierali, ale jednak ten pojedynek bez dwóch zdań wygrywa Potter z jego zabójczym spojrzeniem.
"Ogarnij się, Lily", skarciła się w duchu, "myślisz o Potterze i Blacku! Nie możesz uważać, że są nieźli...ale co jak co, Potterowi było lepiej w tych białych krostach". Uśmiechnęła się złośliwie.
Zapomniała, o czym myślała, kiedy dotarła pod klasę eliksirów.
– Jeszcze tego pożałujesz. Zapłacisz mi za wszystko, Potter – warczał Snape.
No tak. Znowu to samo. Kolejne eliksiry z Gryfonami i kolejna awantura.
– Ty...ty – próbował obrazić jej kolegę mały i gruby chłopak z najpopularniejszej szkolnej bandy. Jak na gust Lily, po prostu uczepił się silniejszych, żeby sam nie zostać zgniecionym.
– Nawet zdania nie umiesz porządnie sklecić, Pettigrew – wysyczała przerywając mu – więc zabieraj mi sprzed nosa swój tłusty tyłek i znikaj mi z oczu. A, i weź ze sobą Blacka i Pottera.
Do ostatniego z ich paczki, Lupina, nawet nic nie miała. Nigdy się nie odzywał w jej towarzystwie, nigdy też nie obrażał Snape'a...Nie powstrzymywał żadnych żartownisiów, ale też im nie pomagał. Był całkiem spoko i gdyby nie należał do Gryffindoru, może by go polubiła.
– A ty co, Evans, znowu ratujesz dupę Smarkerusowi? – zapytał ironicznie Potter.
Na te słowa podeszła do niego tak blisko, że prawie stykali się nosami. Patrzył na nią z góry, najwidoczniej nie dowierzając. Nigdy wcześniej nie byli tak blisko siebie. Lily wiedziała, że każda dziewczyna chciałaby się teraz znaleźć na jej miejscu i że dosłownie każdej zmiękłyby nogi i ugięły kolana...ale nie jej. Ona nie była "każdą". I właśnie to go tak w niej intrygowało. James Potter mógł mieć wszystkie dziewczyny w szkole. Ale ich nie chciał. Były dla niego zbyt pospolite. Intrygowała go bowiem pewna płomiennowłosa Ślizgonka, piękna, o bladej cerze i zaróżowionych policzkach. Uwielbiał wyszukiwać błysków gniewu w tych zielonych oczach, tym bardziej, jeśli pojawiały się tam przez niego, ale teraz akurat patrzyła na niego z taką nienawiścią, jakiej jeszcze nie widział.
– Uważaj wreszcie na to, co mówisz – wyszeptała jadowicie tak, że tylko on mógł to usłyszeć – bo pewnego dnia może się to dla ciebie źle skończyć.
Odeszła kilka kroków na bok i wyjęła podręcznik do eliksirów, czekając na nauczyciela. Kiedy w końcu weszli do sali i przygotowali się do zajęć, przemówił profesor Slughorn:
– Dzisiaj warzymy amortencję! Ktoś wie, co to jest?
– Najsilniejszy miłosny eliksir. Nie powoduje prawdziwej miłości, wzbudza tylko na pewien czas obsesyjnie zauroczenie. W dużych dawkach może być szkodliwy – odpowiedziała Lily, nawet nie podnosząc ręki.
– Wspaniale, wspaniale! Dwadzieścia punktów dla Slytherinu! Jej zapach każdy odczuwa inaczej, to zależy od tego, co lubimy najbardziej. Instrukcje macie na tablicy – po czym usiadł za biurkiem i obserwował uczniów.
Lily podeszła do swojego kociołka, siadając obok Severusa. Zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami o tym, co miało miejsce przed chwilą, kiedy nagle podleciał do niej samolocik z papieru. Chwyciła go, a on się rozwinął. Przeczytała to, co tam było i natychmiast zalała ją fala złości. Przekazała kartkę Severusowi, a on zobaczył krótką notatkę:
Evans, wiesz, że powinnaś być w Gryffindorze? Zadajesz się z tymi Ślizgonami, SAMRKERUSEM, a stać cię na o wiele lepsze towarzystwo. Spotkajmy się. Dzisiaj, 20.00, nad jeziorem.
James.
Snape popatrzył chwilę na nadawcę liściku i coś naskrobał na pergaminie, tak, żeby Lily nie widziała, CO na nim jest, a tym bardziej do KOGO to jest. Niepostrzeżenie rzucił kartkę do Pottera.
Złapał ją i rozejrzał się. Dziewczyna siedziała odwrócona do niego plecami, a na nie spływały rude fale. James zerknął na pergamin. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zgodziła się. Lily Evans, ta sama, za którą wszyscy się oglądali, a która dla niego wydawała się do tej pory niedostępna, zgodziła się umówić z Jamesem Potterem, którego tak nienawidziła. Przepraszam, "nienawidziła".
Z wyrazem głębokiego triumfu na twarzy, zaczął przygotowywać eliksir, ale już nie chciał go kraść, mimo że wcześniej miał taki zamiar. Teraz nie będzie mu już potrzebny.
Lily przez całą lekcję napotykała aroganckie spojrzenia Pottera i te jego zawadiackie uśmiechy. Strasznie ją to denerwowało. Upierdliwa kanalia.
Skończyła warzyć amortencję, zgarnęła trochę płynu w fiolkę, wyczyściła kociołek i udała się do biurka Slughorna.
– Świetnie! Znakomicie! Pierwszorzędna! – zawołał. – Jesteś wolna, Lily, przygotuj się do innych zajęć.
– Dziękuję, panie profesorze – powiedziała i wyszła z sali.

***

19.45. Lily siedziała w swoim dormitorium, zastanawiając się, czy Potter jest na tyle głupi, że będzie na nią czekał. Ubrała się i wyszła z pokoju. Chciała znaleźć Severusa, ale nigdzie go nie widziała. Poszła na najwyższe piętro, żeby obserwować spokojnie błonia i choć przez chwilę tego kretyna. Zobaczyła go. Towarzyszył mu ktoś jeszcze, zmierzali w stronę Zakazanego Lasu. Nie spodobało jej się to. Tym bardziej, że owym "kimś" był czarnowłosy chłopak, którego Lily od razu poznała. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegła do sali wejściowej. Pchnęła dębowe drzwi i rozejrzała się, lecz nigdzie ich nie widziała. Pognała prędko w stronę lasu, żeby pomóc Snape'owi, który na pewno miał już kłopoty. Ale spotkała ją niespodzianka, bo wpadła na niego po drodze.
– Co ty tu robisz?! – prawie krzyknęła.
– To samo pytanie mogę zadać tobie – rzekł widocznie zadowolony z siebie.
– Ale ja ci na nie nie odpowiem! – wybuchnęła i minęła go.
– Nie pozwolę ci odejść – wyszeptał złowieszczo, podchodząc do niej i łapiąc ją za ramiona.
– PUŚĆ MNIE! DEBILU, PUSZCZAJ!
Wyrywała się, ile mogła, ale on był silniejszy. Ścisnął ją jeszcze mocniej i wysapał:
– Bo co? Bo co mi zrobi taka szlama jak ty?! Grzeczna Lily Evans, pfff...kurwa, ale za to jaka ładna.
Zjechał ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem, zatrzymując się na chwilę na miejscach przyjemnych dla oka.
– Wiesz, co teraz będzie? – zapytał cicho ze złośliwym uśmieszkiem, jakiego nigdy w rozmowie z ni, nie używał.
Lily przeraziła się nie na żarty. Nigdy by się nie spodziewała TEGO po Severusie! Spróbowała wyciągnąć różdżkę, ale ją za mocno trzymał. Obawiała się, co zaraz nastąpi, aż...chwyciła się ostatniej deski ratunku.
– Wiem – wymruczała. – Ale nie tu, Severusie. Ktoś mógłby to zobaczyć. "I mi pomóc" – dokończyła w myślach. Jednak udawała podnieconą na samą myśl, co mogliby zrobić. Może w innych okolicznościach naprawdę by ją to podniecało, ale teraz...jeśli groził jej gwałtem po tym, jak z pewnością zrobił Potterowi coś...złego... Nienawidziła go, ale w tej chwili wolała właśnie jego.
Spojrzała w czarne oczy, które tak zawsze kochała...które zawsze patrzyły na nią z uwielbieniem, a teraz w ten chorobliwie pożądliwy sposób.
Musnęła mu wargami usta i powtórzyła, szepcząc:
– Tu ktoś mógłby nas zobaczyć. A ja nie chcę, żebyś przerywał. Chodź do lasu, tam nikt nas nie nakryje.
Zaśmiała się rozkosznie.
Wpił się w jej usta i całował ją długo, długo.
Lily nie mogła tego ukrywać - całował rewelacyjnie i było jej teraz dobrze...w innych okolicznościach poddałaby mu się bez wahania. Wydawał się wiedzieć, co zrobić z dziewczyną, a Lily zastanawiała się tylko skąd.
Jego ręka przeszła na jej pośladek i zacisnęła się. Druga, z pleców, powędrowała na pierś i zaczęła ją pieścić.
Lily westchnęła i wysapała:
– Nie...tutaj...aach...proszę...
Wziął ją na ręce i zaniósł na jakąś polankę na skraju Zakazanego Lasu. Dziewczyna nie chciała za nic tego przerywać, ale w końcu zmusiła się do myślenia o Potterze...o tym, co się z nim teraz dzieje...
Kiedy Snape postawił ją na ziemi, oczekując więcej, ona z niespotykaną szybkością wyciągnęła różdżkę i wrzasnęła:
-Expelliarmus! 
Różdżka wyleciała mu z ręki, a Lily ją złapała. Teraz użyła właśnie jej i ryknęła:
-Merribilles!
To się stało w ułamku sekundy.
Chłopak zamarł w pół kroku, idąc w jej kierunku, ale...był przekręcony na lewą stronę. Dosłownie. Wytrzeszczył oczy, co dało jeszcze bardziej przerażający efekt, bo wystawały one z tkanki mięśniowej za oczodołami. Widać mu było szczękę i...wszystko. Wszystko od środka.
Spojrzał na siebie i krzyknął, lecz nie usłyszała żadnego dźwięku.
Lily nie chciała na to patrzeć. To było jedno z zaklęć, które znalazła w książce, zabranej z biblioteki. Nie żartowali, pisząc, że te zaklęcia są...okropne.
-Drętwota! -zawołała, a Snape odleciał do tyłu i upadł głucho na ziemię.
Podeszła do niego i powiedziała ze łzami w oczach:
-Obliviate -wymazała mu z pamięci cały dzisiejszy dzień.
Wymruczała przeciwzaklęcie na klątwę, po której teraz nie było śladu. Położyła jego różdżkę obok niego i odeszła w głąb lasu skręcając trochę w lewo. Musiała znaleźć Pottera. Żywego, czy martwego, ale musiała. Wzdrygnęła się. Myśl o tym, że mógłby nie żyć przerażała ją. Chodziła po lesie bardzo długo, musiało minąć przynajmniej pół godziny. W końcu zobaczyła drzewo, na którym widniała czerwona plama. Na kolejnym też. I na jeszcze jednym! Biegła coraz szybciej za śladami aż w końcu go zobaczyła. Leżał na zeschłych liściach brocząc wszystko krwią. Uklęknęła nad nim. Był nieprzytomny. Dotknęła jego również zakrwawionego policzka i łzy pociekły jej ciurkiem, kiedy wyszeptała:
– James...James, obudź się.
To podziałało od razu. Ledwo co, ale jednak otworzył powieki i tylko poruszał ustami, nie wydając z nich żadnych dźwięków.
– James, ja nigdy nie słyszałam o takim zaklęciu! – łkała. – Ja...
Wzięła się w garść. Wstała i zaczęła zrywać co mocniejsze liście, robiąc mu z nich mugolskie bandaże. Przetransmutowała je i opatrzyła największe rany tak, że krew już mu nie leciała.
– Locomotor Mortis – mruknęła i ciało Jamesa podniosło się i zaczęło w powietrzu za nią płynąć.
Tym razem od razu trafiła na skraj lasu i pognała do zamku do Skrzydła Szpitalnego. Wparowała tam i krzyknęła:
– Madame Russell! Irmo! Niech ktoś tu przyjdzie, no!
Zjawiła się 20-letnia kobieta, a na widok unoszącego się ciała chłopaka, zatkała sobie usta dłonią.
– Co się...?
– Irmo, nie czas na pytania, cały czas krwawi, opatrzyłam mu trochę rany, ale to nie wystarczy. Zawołaj panią Russell!
Zjawiła się starsza kobieta z czarnymi włosami przyprószonymi siwizną.
– O co znowu chodzi? O matko! – jej reakcja była taka sama jak Irmy Pomfrey. – Daj go tu, dziecko, tak tak.
Poszperała trochę po szafkach i kiedy już leżał, zaczęła wlewać mu coś do ust i lać na rany jakieś dziwne substancje.
– Nieprędko wyzdrowieje – powiedziała z troską. – Ktoś musiał na niego rzucić jakieś silne czarnomagiczne zaklęcie...Ale kto?...I po co?
– Mogę przy nim zostać? – Zapytała nieśmiało Lily, przerywając jej.
– Tak, oczywiście, ale jest już późno, więc posiedź trochę i zmykaj!
– Naturalnie.
Dziewczyna usiadła na skraju łóżka i popatrzyła na Jamesa. Wyglądał o wiele lepiej, niż wtedy, kiedy go znalazła, ale jednak...
Nigdy nie słyszała o takim uroku, które daje podobne efekty...w każdym razie nie było go w Najstraszniejszych zaklęciach. Lily wywnioskowała, że tę klątwę wymyślił nie kto inny, a Snape. Kurna. Zostawiła go samego w Zakazanym Lesie...a tam nawet w dzień nie było bezpiecznie.
– Poradzi sobie – pocieszała się w duchu. – Musi...
Pomimo tego, co chciał jej zrobić, nadal uważała go za przyjaciela. Była prawie pewna, że nie mógł działać z własnej woli. Nie zrobiłby jej tego, co chciał zrobić, gdyby nie był pod wpływem czegoś...lub jakiegoś zaklęcia.
Zerknęła znowu na Jamesa i aż się wzdrygnęła, bo on też na nią patrzył.
– Dziękuję, Evans – powiedział z tym swoim dawnym uśmiechem.
– O, czyli jednak nie jesteś umierający? – zapytała ironicznie.
– Dzięki tobie już nie – odpowiedział poważnie.
– Nie ma za co.
– Jest. Uratowałaś mi życie.
– Drobiazg – mruknęła. Stwierdziła, że...nawet lubiła się z nim droczyć. To ją przerażało i budziło pewien niesmak.
Na szczęście nigdy nikt się tego nie dowie. Uśmiechając się, rzuciła na niego niewerbalnie zaklęcie zapomnienia – chciała wykasować mu z pamięci tylko to, kto mu to zrobił. Żeby sprawdzić skuteczność czaru, zapytała:
– Pamiętasz, kto rzucił urok?
– Tak...yy...nie. Pamiętałem, ale...nie, nie wiem – zaczął się jąkać.
Po krótkiej chwili ciszy, powiedział:
– Wiem, że mnie nie nienawidzisz, Evans.
– Obyś się nie mylił, Potter – wstała i uśmiechnęła się z przekąsem do niego. Miał już u niej dużego plusa...nawet nie wiedziała, za co.
Kiedy znalazła się już przy drzwiach, zawołał za nią:
– Ej, Evans!
Nie odwróciła się, ale zapytała:
– Co znowu?
– Mówiłem ci już, że bardziej nadawałabyś się do Gryffindoru. A po tej akcji jestem tego pewny.
Nic nie odpowiadając i ciągle się uśmiechając, wyszła z sali.

7 comments:

  1. Obiecałaś mi, że on ją zgwałci! :v Rozdział bardzo fajny, ale... POWTÓRZENIA POWTÓRZENIA POWTÓRZENIA :3
    Co do błędów, to nie wiem czy to błąd, czy może ja tego zwrotu nie rozumiem:

    "Lily Evans, ta sama, za którą wszyscy się oglądali, a która dla niego wydawała się do tej pory niedostępna, zgodziła się umówić z Jamesem Potterem, którego tak nienawidziła. Przepraszam, "nienawidziła"."

    "którego tak nienawidziła. Przepraszam, nienawidziła." - Albo nie rozumiem (wytłumacz) albo się pomyliłaś :P

    Myślę, że to Twój najlepszy rozdział i liczę, że w następnym rozdziale okaże się, że Snape'a pożarł jednorożec xd

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przepraszam, "nienawidziła" . W sensie że udawała że go nienawidzi, a tak serio go lubiła :P
      Ty po prostu nie rozumiesz mojej idei xd
      A co do powtórzeń, to każde jest z rozmysłem :)
      I ZASTANAWIAŁAM SIĘ, CZY MA JĄ ZGWAŁCIĆ, NIC NIE OBIECYWAŁAM XD

      Delete
    2. Ale śmiesznie by było, gdyby do tego doszło xD Super :3

      Delete
    3. Dla Lily niezbyt

      Delete
  2. Replies
    1. No jasne :3 Ale na razie nie mam czasu :c

      Delete
  3. Sev i GWAŁT?!
    Ja pierdzielę.
    Czy ten rozdział nie był bardziej o... Jily?
    POMIMO TO świetny pomysł z tym Sectum Sempra, (bo zakładam że to to zaklęcie?) CHOĆ nie wybaczę ci tego gwałtu ;-;

    ~Mia Delarove

    ReplyDelete