– Co ty robisz?! – wrzasnęła.
Przy biurku siedziała Petunia, która miała w ręku jeden z listów
od Severusa.
– KIM ty jesteś?! – odkrzyknęła
siostra. – Czarownicą?! Jakoś nie chce mi się w to
wierzyć!
Była jednak przerażona. Wpatrywała się wielkimi oczami w
dziewięcioletnią dziewczynkę. Lily uznała, że przed siostrą nie może ukrywać
prawdy, skoro już przeczytała te listy.
– Tylko nie mów nic rodzicom – poprosiła. – Bo
widzisz...ja mam magiczne zdolności.
Skutek tych słów był natychmiastowy. Twarz Petunii wydłużyła się.
Jeszcze wszystko byłoby w miarę w porządku, gdyby nie sowa, która w tym
momencie zapukała pazurkiem w szybę. Starsza z sióstr krzyknęła i podskoczyła.
– To ta sama sowa, co wtedy!
Lily pobiegła do okna, ale Petunia ją wyprzedziła. Szybko odwiązała
liścik z jej nóżki, ptak ją udziobał i odfrunął niezadowolony.
– No, zobaczymy, co ten SEV ma ci jeszcze do
powiedzenia – powiedziała jedenastolatka szyderczo.
Rozwinęła kawałek pergaminu i przeczytała na głos:
– "Masz urodziny? Nic nie mówiłaś.
Wiem, że trochę na to za późno, ale życzę ci wszystkiego najlepszego. Powiedz
im, że jesteś czarownicą. Powinnaś być z tego dumna! Nie ukrywaj tego. TWÓJ
Sev" – zrobiła znaczną przerwę, po czym powiedziała:
– A od kiedy ten chłopak Snape'ów jest TWÓJ,
hę? Czarownica, phi! A co ty niby takiego umiesz, co?!
– Petunio, proszę, nie każ mi...
– CHCĘ coś zobaczyć – wymuszała
na dziewczynce. – Bo inaczej powiem wszystko mamie!
– N-no d-dobrze, ale się nie
przestrasz – mówiąc to wyczarowała mały płomyczek
ognia. Przeniosła go na kawałek pergaminu, a kiedy ten się nie zapalił, Petunia
wybiegła z pokoju. Lily pognała za nią, a kiedy ją w końcu dogoniła, ta była w
kuchni, mówiąc o czymś z przejęciem mamie:
– ...a on się nie zapalił! Rozumiesz? To
jakiś potwór!
Lily od razu wiedziała, o co chodzi. Matka zwróciła się w jej
stronę i zapytała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy:
– To prawda?
– Tak – wyszeptała Lily spuszczając głowę w
dół.
– Petunio, idź do siebie – powiedziała
sucho matka.
– Ale...
– Nie słyszałaś? Wracaj do pokoju.
Chciałabym trochę porozmawiać z Lily – dodała już łagodniejszym tonem, co
zaskoczyło obie dziewczynki.
Petunia zła na cały świat, a chyba najbardziej na siostrę
odwróciła się na pięcie i z podniesioną głową wyszła z pomieszczenia, nie omieszkając przy tym rzucić pogardliwego spojrzenia na Lily i wysyczeć:
– Dziwadło, cha cha cha cha cha!
– Lily...– zaczęła spokojnym i trochę smutnym tonem
matka, kiedy Petunia opuściła kuchnię. – Dlaczego nam nie powiedziałaś?
– Bo dowiedziałam się dopiero
dzisiaj...od Severusa.
– Mogłabyś...yhmm...– kobieta
nie wiedziała, jak ma sformułować swoją prośbę – pokazać
mi coś...eee...magicznego?
Lily pełna niedowierzania, a jednak zachwycona, sprawiła, że
gazeta leżąca na stole uniosła się, zrobiła rundkę wokół nich i wylądowała z
powrotem na swoim miejscu. Matka wpatrywała się w nią z szeroko otwartymi
oczami.
– Niesamowite – wyjąkała,
przytulając ją.
W tym momencie drzwi do kuchni otworzyły się z trzaskiem i do
środka wszedł wysoki czarnowłosy mężczyzna z kwadratową szczęką, mocno
zarysowanymi mięśniami i wąskimi ustami. Nathan Evans, ojciec Lily. Jego ciemne
jak węgiel oczy omiotły pomieszczenie, a wzrok zawiesił przez chwilę na córce.
Przez ułamek sekundy złagodniał mu wyraz twarzy, ale potem znów sposępniał.
Dziewczynka bardzo dawno go nie widziała. Ostatnio przychodził do domu późno w
nocy, kiedy razem z Petunią już spały, a wychodził z niego przed wschodem
słońca. Jej matka też wyglądała na zaskoczoną jego nagłym pojawieniem się.
Rudowłosa nadal na niego patrzyła. Na jego śniadych ramionach opinała się
czarna koszulka z krótkim rękawem. Jeansy również miał w tym kolorze. Wyglądał
bardzo groźnie. Stanął w progu i wyszeptał:
– Mary...
Kobieta podeszła powoli do niego i spojrzała w jego, tak niedawno
jeszcze, lodowate oczy, które teraz patrzyły na nią tak czule, jak kiedyś to
zapamiętała.
– Mary, ja...– lecz ona zamknęła mu usta krótkim
pocałunkiem.
– Ja też, ale już dobrze. Już
dobrze... – uśmiechnęła się przez łzy.
Lily również płakała...ale tym razem ze szczęścia. Ojciec ukucnął
przed nią i powiedział:
– Życzę ci wszystkiego, wszystkiego
najlepszego. Przepraszam, że tak was zaniedbywałem, to się już nigdy więcej nie
powtórzy. Jestem najgorszym ojcem na świecie, nawet nie mam dla ciebie
prezentu. Wynagrodzę ci to, przyrzekam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Wszystkie trzy. I jeszcze raz ci życzę spełnienia wszystkich marzeń...
Nawet nie miał pojęcia, że to życzenie już się spełniło. Lily
wreszcie była szczęśliwa. Nie chciała prezentu. Chciała tylko wspólnie
spędzonego czasu.
– Nathan...mamy dla ciebie cudowną
wiadomość – odezwała się Mary i nie czekając na
reakcję, powiedziała:
– Nasza córka jest czarownicą.
Nie ukrywał zdziwienia, ale też nie posiadał się z radości.
– Och, to cudownie, Lily! Pokażesz mi coś?
Dziewczynka, już z szerokim uśmiechem na ustach i łzami szczęścia
w oczach, zrobiła to samo, co wcześniej przed mamą. Ojciec ją wyściskał, a mama
oznajmiła, że zrobi kolację (Lily całkiem zapomniała o głodzie) i
poinformowała ją, że jej kara się skończyła. Rudowłosa, nie owijając w bawełnę,
od razu zapytała, gdzie mieszkają Snape'owie i czy mogłaby spotkać się dziś z
ich synem.
– Oczywiście, kochanie, ale najpierw coś
zjedz – uśmiechnęła się matka. – Masz
maksymalnie dwie godziny, bo już się ściemnia.
Wszystko wróciło do normy.
Lily otworzyła lodówkę, chwyciła dwa wczorajsze kotlety i nie
zważając na to, że są zimne, wyszła z kuchni i zaczęła jeść. Gdy była już za
drzwiami usłyszała głosy ojca i matki:
– Bardzo, bardzo cię przepraszam, Mary.
– Też cię przepraszam – chwila ciszy – za
tamto.
– Było, minęło, nie ma co wspominać.
Lily cała w skowronkach pobiegła na górę, wparowała do pokoju i
wykrzyczała do Petunii:
– Są razem! Tata od nas nie odejdzie! Jest
na dole, możesz się z nim przywitać...ale teraz jeszcze poczekaj, bo chyba coś
ważnego sobie wyjaśniają.
Zobaczyła łzę w oku siostry i zrozumiała, że to ze szczęścia. Lily
pochłonęła kotlety i poszła umyć ręce.
Ubrała kurtkę i buty i wybiegła na dwór. Ciągle mruczała pod nosem
adres Snape'ów:
– Spinner's End....Spinner's End.
Jej oczom ukazał się stary młyn i ucieszyła się, że już niedługo
ujrzy Severusa. Kiedy dotarła przed właściwy domek i podeszła do drzwi, by
zapukać, usłyszała kobiecy wrzask, serię przekleństw i męski ryk:
–...TY NĘDZNA KURWO! TAKĄ JESTEŚ
CZAROWNICĄ, ŻE NIE UMIESZ NAWET KOLACJI ZROBIĆ?! POMACHAJ TROCHĘ TYM SWOIM
BADYLEM I ZRÓB MI COŚ! JAK MĘŻCZYZNA PRZYCHODZI DO DOMU TO KOLACJA MA JUŻ NA
NIEGO CZEKAĆ! ZROZUMIANO?! ZNIKAJ MI Z OCZU, W TEJ CHWILI! ALE NAJPIERW ZRÓB
COŚ DO ŻARCIA!
Usłyszała huk, kolejną serię przekleństw, krzyk, głośny szloch,
huk, jakby coś...lub ktoś...został rzucony o ścianę, znowu przekleństwa i
kolejny huk. A potem był już tylko urywany szloch...
Lily nie chcąc tego słuchać z płaczem pobiegła nad rzekę.
Pomyślała o Severusie. A zdawało jej się, że to ona miała najgorzej! A
on...starał się jej pomóc, mimo że sam miał tak wielkie problemy...Doceniła to.
Przestała płakać. Zmierzała właśnie w swoje ulubione miejsce - na samotną
wysepkę pośrodku rzeki, na którą prowadziła tylko jedna drewniana kładka.
Przeszła przez nią, chcąc usiąść w cieniu kilku drzewek na krzyż, które się tam
znajdowały. Lecz w jej ulubionym miejscu już ktoś był. Nie widziała jego
twarzy, więc podeszła bliżej. Jej oczom ukazał się...
– Severus! – krzyknęła
i podbiegła do niego. Usiadła obok i nie wiedząc czemu, znów zaczęła płakać.
– Lily...co się stało? – był
szczerze zdumiony. – Myślałem, że masz szlaban i...chyba cię
nie wyrzucili z domu, co? – bardzo się tym przejął. – Powiedziałaś
im, że jesteś czarownicą?
– U mnie wszystko w porządku – szlochała. – Tata
pogodził się z mamą, jest dobrze i nie odchodzi. Mama odwołała mi karę i w
ogóle, ale...– i opowiedziała mu o tym, co usłyszała, stojąc przed
drzwiami jego domu.
– Ach...– mruknął cicho – dzisiaj
ma dobry humor.
– Dobry humor? – zapytała
przerażona. – To jak się zachowuje, kiedy ma zły
dzień?
– O wiele gorzej. Nie chcesz wiedzieć. Ale
już o tym nie rozmawiajmy – poprosił.
– Dobrze, rozumiem, ale...ej, jesteśmy
kumplami i zawsze ci pomogę, tak jak ty mi, co nie? Więc jak chcesz o tym
pogadać to wal śmiało – próbowała dodać mu otuchy. Zmieniła temat:
– Jak znalazłeś to miejsce?
– Często tu przychodzę mniej więcej o tej
porze...zanim tata wróci z pracy.
Wiedziała, że musi się czuć bardzo niezręcznie, mówiąc jej o tym.
– Nie martw się. Jeszcze dwa lata i
uciekniesz od tego. Poza tym można to chyba zgłosić na policję, tak?
– Ojciec by mnie zabił, kiedy wyszedłby z
pierdla – westchnął. – Mogę ci dalej opowiadać o naszym świecie?
Zgodziła się, bo sama była bardzo ciekawa, ile jeszcze istnieje
magicznych tajemnic. Poza tym nie do końca rozumiała zasady gry w quidditcha.
Kontynuował swoją historię, ale spędzili razem w sumie tylko godzinę, bo Lily
nie chciała spóźnić się do domu.
– Jeszcze napiszę – powiedział
Snape.
– Okej, będę czekać na twoją sowę – uśmiechnęła
się.
– Odprowadzić cię? – zapytał.
– Jasne! – cała
promieniała.
Lily wyczarowała malutkie jasne płomyki, żeby choć trochę
rozjaśnić drogę, przynajmniej przez kładkę. Była ona dość wąska, a jakoś
dziewczynka nie miała ochoty na zimną nieprzyjemną kąpiel w rzece. Snape
poszedł w jej ślady.
Wspinali się teraz na łagodne zbocze, żeby wyjść na ulicę. Zanim
się na niej znaleźli, zgasili ogniki. Podążyli brukiem, ciągle prowadząc
ożywione rozmowy o świecie magii. I nie tylko. Lily opowiedziała mu, jak
rodzice się pogodzili. Ciągle jednak dręczyło ją jedno pytanie: skoro nie ona
była powodem ich kłótni...to co?
Nim się obejrzeli byli już na schodkach prowadzących do domu Lily.
Dziewczynka pożegnała się z kolegą i znalazła się w ciepłym i jasnym
przedpokoju.
– I jak
było? – zapytał na przywitanie tata.
Weszli do salonu i usiedli na kanapie. Po chwili dołączyła do nich
mama niosąc lody. Zawołała Petunię, ale ta nie chciała przyjść. Kiedy skończyli
już jeść, Lily pocałowała mamę i tatę w policzek, szepcząc temu ostatniemu do
ucha:
– Dziękuję,
że w końcu jesteś.
Ojciec spojrzał na nią z zatroskaną miną i jeszcze raz ją
przeprosił.
– I jak byś
mogła, Lily – zatrzymał ją na chwilę – to porozmawiaj z Petunią, bo zdaje mi się, że jest na mnie zła...co
w sumie mnie nie dziwi.
Wstał z sofy , przeszedł przez pokój i zniknął za drzwiami,
prowadzącymi na taras ogrodowy.
Lily na wpół szczęśliwa na wpół smutna powlokła się na górę, po
raz drugi dzisiaj wzięła prysznic i w końcu weszła do swojego pokoju. Petunia
nawet na nią nie spojrzała.
– Zadowolona? – syknęła jadowicie w jej stronę.
– O co ci
chodzi? – zapytała Lily zdezorientowana.
– Są z
ciebie dumni. Z tego kim jesteś. A jesteś DZIWADŁEM! – krzyknęła.
– Petunio...– w jej oku zabłysła łza. – Petunio,
proszę, nie mów, tak. Nasi rodzice się w końcu pogodzili, powinnaś się cieszyć
razem z nami...
– Z czego?
To, że...
– Z tego,
że tata od nas nie odchodzi! – przerwała
jej.
– Tacie nie
powinna wcale taka myśl przyjść do głowy!
– No dobrze,
więc co? Będziesz się teraz obrażać na cały świat? – łzy popłynęły jej po policzkach.
– A ty to
niby taka święta? No tak! Święta Lily Evans, która odmieniła życie naszej
rodziny, bo wyznała, CZYM jest! A jest jakimś dzikusem! Dziwadłem! Nikt
normalny nie umie robić takich rzeczy, jak ty! A rodzice są z ciebie dumni,
choć nie mają z czego! I jeszcze do tego wszystkiego dochodzi ten chłopak od
Snape'ów. On też zawsze był jakiś dziwny, pewnie jest taki sam jak ty!
– A żebyś
wiedziała! On jest czarodziejem a ja czarownicą i oboje jesteśmy z tego dumni!
A jeśli masz z tym problem to trudno! To nie moja wina, że jesteś mugolką!
Wiem, że też chciałabyś umieć to, co ja! Jesteś zazdrosna i próbujesz to ukryć!
I jesteś samolubna! Nie cieszysz się, że tata zostaje, a powinnaś skakać z
radości, tak jak ja! Teraz, kiedy nareszcie wszystko jest dobrze, ty
wynajdujesz sobie jakieś problemy! – nigdy
wcześniej nie mówiła takim tonem do siostry. Sama się trochę zdziwiła, łzy
przestały jej płynąć i patrzyła teraz na nią wyzywająco.
Ta nie mogła wykrztusić słowa. Odwróciła się i wybiegła z pokoju,
zapewne po to, żeby poskarżyć się mamie.
Lily się tym nie przejęła i położyła się na łóżku. Już zasypiała,
gdy drzwi nagle otworzyły się i do środka weszła Mary, trzymająca za rękę
Petunię. Za nimi oparty o framugę stał tata.
– Musimy
porozmawiać – rzekła łagodnie matka, siadając na łóżku
Lily. Petunia walnęła się na swoje, a Nathan nie ruszał się z miejsca. Widząc
zdziwione spojrzenie córki, powiedział:
– Petunia
poskarżyła się na ciebie... Jednakże oboje z mamą stanęliśmy po twojej stronie.
I to nie ze względu na to, że jesteś czarownicą, bo to nic nie zmienia i nadal
traktujemy was równo. Po prostu masz rację.
– Próbowaliśmy
wyjaśnić Petunii, że nie może być zazdrosna, bo siałaby tylko ponurą atmosferę
w domu – wtrąciła się Mary. – A przecież chcemy być szczęśliwą rodziną...teraz, kiedy się
wszystko między waszym ojcem a mną wyjaśniło... Jednak ona nie chce przyjąć do
wiadomości tego, że jesteś...ciut inna. Ale to dar, nie przekleństwo, jak ona
myśli. Jesteś wyjątkowa. To też próbowaliśmy wytłumaczyć twojej siostrze.
Petunio, z czasem do tego przywykniesz, zobaczysz. Nawet, jeśli nie podobają ci
się zdolności Lily, to musisz je przynajmniej tolerować. Proszę cię, żebyś nie
wyzywała jej więcej od "dziwadeł" czy "potworów". Przeproś
ją. Zostawiamy was same. Wyjaśnijcie sobie wszystko. Wzięła Nathana za rękę i
wyszła z pokoju.
Lily się położyła. Nie miała ochoty rozmawiać z siostrą. Nastała
niezręczna cisza. Po dziesięciu minutach Petunia odezwała się:
– Dobra,
masz rację, byłam zazdrosna. Przepraszam. Nie jesteś żadnym dziwadłem.
Na tym się skończyło. Lily wstała z łóżka i podeszła do szafy.
Wyjęła swoją piżamę i poszła do łazienki się przebrać. Gdy wróciła do pokoju,
Petunia już spała. Lily trochę zdziwiona, że jej siostra tak szybko zasnęła,
wyszła na balkon. Nie było jej zimno mimo nieustającego mrozu i ujemnej
temperatury. Pomyślała o Severusie. Bardzo się cieszyła, że dziś rano tak
wcześnie się obudziła, bo gdyby nie to...nie chciała o tym nawet myśleć.
Przypomniała sobie jego uśmiech. Poczuła się lekko, jak nigdy dotychczas.
Stwierdziła, że pomimo wielu wylanych łez, to był najlepszy dzień w jej życiu.
Gdy zaczął wiać coraz silniejszy wiatr, wróciła do pokoju.
Wyciągnęła z biurka swój czerwony pamiętnik i opisała, jak w ciągu zaledwie
kilku godzin wszystko się zmieniło. Teraz nic nie potrafiło zepsuć jej
szczęścia. Spojrzała na zegarek. Była pierwsza w nocy. Powlokła się do łóżka,
walnęła się na nie i natychmiast zasnęła.
***
Spotykali się codziennie. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Byli
najszczęśliwszymi dziećmi w okolicy. Na początku ich znajomości dołączała do
nich Petunia, ale z czasem przestała się z nimi bawić. Mijały dni,
miesiące...
Lily miała już jedenaście lat. Jej radość była nie do opisania,
kiedy dostała list z Hogwartu. Jednak jeszcze bardziej się cieszyła, kiedy
poszła zrobić zakupy na ulicy Pokątnej z rodzicami...i Severusem
oczywiście.
– Spotkamy
się jutro? – zapytał ją pod koniec pewnego spotkania
Snape.
– Wyjeżdżam,
mówiłam ci. Wracam dopiero 1. września.
– Okej
to...umówimy się na peronie dziewiątym o 10.30?
– No
dobra – uśmiechnęła się do niego.
– To...do
zobaczenia na King Cross? – wyraźnie posmutniał. Nie lubił się z nią
rozstawać na dłużej niż 5 minut.
– Do
zobaczenia.
I wtedy Snape zrobił coś, czego nigdy nie zrobił – chwycił jej dłoń i musnął ją ustami.
Zarumieniła się
– Czasem
trzeba się wykazać znajomością dobrych manier – zażartował.
Roześmiała się. Uwielbiał ją rozśmieszać.
– Muszę już
lecieć, Severusie. Będę tęsknić i na pewno wyślę sowę. Papa.
I zostawiła go z błąkającym się uśmiechem na twarzy.
***
Tego ranka obudziła się bardzo wcześnie. Nie mogła uwierzyć, że to
już dziś. Był pierwszy września i od dzisiaj miała uczęszczać do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie razem z Severusem. Bardzo się cieszyła, że zobaczy
go po dwóch tygodniach rozłąki. Wczoraj wieczorem wróciła z Francji, więc nie
miała za bardzo czasu na spotkanie. "Musisz się wyspać. Jutro wielki
dzień", powtarzała ciągle mama.
Lily zbiegła na dół na śniadanie, zjadła szybciutko tosty
przygotowane przez ojca i zaczęła dopakowywać do kufra niezbędne rzeczy. Wzięła
szybki prysznic i ubrała się. Chwyciła swój bagaż i klatkę z sową - Eurydyką,
po czym zapakowała wszystko do samochodu. Jeszcze na chwilę pognała na górę,
żeby pożegnać się z Petunią, która dopiero co się obudziła.
– Będzie mi
ciebie brakowało – powiedziała na odchodne, całując siostrę w
policzek. Wybiegła z powrotem do ogrodu, mijając krwisto-czerwony motor ojca.
Wsiadła do samochodu i zatrzasnęła drzwiczki, czekając na mamę. Tata musiał
jechać dziś wcześnie do pracy, więc nie mógł towarzyszyć jej na dworcu King
Cross. Lily zerknęła na zegarek. Była 9:50. Kiedy myślała już, że spóźni się na
pociąg, jej matka otworzyła drzwi i niezgrabnie wślizgując się do środka, zapytała:
– Gotowa?
– Od
zawsze.
Zapięła pas i czekała, aż to samo zrobi Lily.
Przed dworcem King Cross zaparkowały o 10.20. Szybko wzięły wózek
i wyjęły szkolny kufer z bagażnika. Lily chwyciła klatkę z Eurydyką i ruszyły.
Mijały po drodze tłumy spieszących się ludzi, lecz ona wypatrywała tylko jego.
Odliczała już dosłownie sekundy. Były teraz na peronie piątym.
Szóstym.
Siódmym.
Ósmym...
Kiedy dotarły na peron dziewiąty, Lily zaczęła się bacznie
rozglądać za pewnym chudym, wysokim jedenastolatkiem z ziemistą cerą i
haczykowatym nosem.
Ich spojrzenia spotkały się w połowie peronu. Lily coś zagotowało
się w brzuchu, bo doznała bardzo miłego szoku.
UMYŁ WŁOSY.
UMYŁ WŁOSY ! O ja nie mogę xD
ReplyDeleteŚwietny rozdział ! Dobrze że zrobiłaś przeskok w czasie xD Nie mogę się doczegać rozdziałów tych strikte Hogwartowych xd albo tego, jak Lilka będzie musiała wbiec w ścianę xd
Pozdrawiam,
Mad.
Końcówka mnie rozwaliła xD Naprawdę super, czekam na dalej <3
ReplyDeleteHahahha, dzięki, chciałam dać coś z jajem xd
DeleteA zawsze staram się kończyć w "dramatycznych" momentach :D
hahhahahahhhhahahahahahahhahah!!! UMYŁ WŁOSY!! XDXDXDXDXDX uwielbiam cię!! :D Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że wszytsko jest ok, ale muszę powiedzieć, że to tak trochę nie naturalnie się stało... Bo niby przez miesiące rodzice Lilki się kłócą i nie odzywają do siebie, ale tak w jeden dzień się godzą i jest wszystko ok. Ja rozumiem, że nie chciałaś tego rozwijać za długo, ani nic, ale troszkę było by dobrze. Ale ogólnie jest ok! :D :D :D Cieszę się szczęściem Lily i szkoda, że się z Petunią pogodziła, fajnej by było jakby nadal się nienawidziły XD I nie mogę się doczekać następnego rozdziału!! Mam nadzieję, że będzie szybko! :D
ReplyDeletesakjdhsjhdjksaghdj
Lexie :3
Yhm...więc troszkę cię zaspojleruję, bo wszystko przemyślałam i...specjalnie tego nie rozwijałam. Na to będzie czas :3 Wyjaśni się wszystko (a bd to ciekawe wyjaśnienia, przynajmniej moim zdaniem xd), też to DLACZEGO się tak szybko pogodzili ;d No i...hm...co jeszcze mogę zdradzić, żeby za bardzo nie zdradzać szczegółów? Lily i Petunia się jeszcze zdążą pokłócić, ty się nie bój ^^
DeleteCo do kolejnego rozdziału to jest w trakcie, ale dzisiaj przyjechała rodzina, więc nie miałam czasu pisać ;< teraz mimo, że jest 20 jestem tak ZMĘCZONA, ale staram się coś naskrobać...Jak mi się uda i nie usnę to wstawię dzisiaj, a jak jednak usnę , to jutro :D
córcia! Ty zostaniesz drugą J.K.Rowling xD
ReplyDeleteTo moje jedno z wielu marzeń :3 na razie jest tylko ff żeby zobaczyć co ludzie myślą o moim pisaniu...ale tak ogólnie to marzy mi sie wykreowanie własnego świata...:)
DeleteAle serio ci sie podoba? :3
Tak :3 piszesz lekko, nie zanudzasz wiecznymi opisami, a to niełatwe :) a co dokładnie masz na myśli mówiąc wykreowanie własnego świata?
DeleteJa też wykreowałam swój świat ale trudno mi go napisać ciekawy rozdział czytam dalej:)
Deletefajny rodział. Ale końcówka najlepsza <3
ReplyDeletenom
DeleteHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHAAHHAHAHAHHA!
ReplyDeleteLEZE I ZDYCHAM!
SEV UMYL WLOSY!
HAHAHAHAHAHHAAHHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHA
O KUUURRRRR...czak w panierce..
Snily mi sie strasznie podoba. nie kloc siostr, plosee
Sevcio jest slodziak. Male szczeniaki juz zakochane! Ale mam nadzieje, ze nie piszesz tak wedlug wspomniej sevka, co? nie rob mi tegoooo!
Pozdro :D i weny ;P
hahhahahahahahahahaahhahaha pozdro z podlogi :D
ReplyDeleteRozdział swietny :D :D
Koncówka rozwala :D
ReplyDelete