Monday 19 August 2013

Snily - rozdział 6.

Lily podążała teraz korytarzem prowadzącym do lochów, gorączkowo myśląc o całym dzisiejszym dniu. Zostawiła Severusa samego w Zakazanym Lesie. Na pewno już wrócił. Chyba...
Współczuła mu. No bo, co może sobie pomyśleć człowiek z wyczyszczoną pamięcią, kiedy budzi się w środku nocy nie wiadomo, gdzie?
– Severus jest dzielny – pocieszała się, cichutko łkając. – Poradził sobie, na pewno.
Nie mogła już dłużej trzymać w sobie wszystkich wątpliwości. Musiała się komuś zwierzyć...tylko nie jemu.
– Sara – powiedziała na głos.
Pobiegła szybko do pokoju wspólnego, ale nikogo tam nie było. No tak, spojrzała na zegarek, już grubo po pierwszej. Naprawdę długo siedziała z Jamesem w Skrzydle Szpitalnym...Po cichutku zeszła do swojego dormitorium i podeszła do łóżka przyjaciółki.
– Saro – wyszeptała – Saro, obudź się.
Dziewczyna drgnęła.
– Li...Lily? – zapytała sennym głosem, ale kiedy zobaczyła wyraz jej twarzy natychmiast zeskoczyła z łóżka. – Co ci się stało?!
– Możemy iść na spacer?
– W środku nocy? E...no dobra. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.
Szybko się ubrała i razem wyszły z pokoju.
– Dokąd idziemy? – była ciekawa Sara.
– Na błonia – odpowiedziała z powątpiewaniem.
Kiedy znalazły się na świeżym powietrzu, Lily zaczęła opowiadać przyjaciółce o wszystkim, co ją dręczyło: o tym, jak się zmieniała, jak stawała się po prostu zła, o zachowaniu Pottera, które ją wkurzało, ale tak naprawdę to chyba jej się podobało, o tym, że powiedział jej, że powinna być Gryfonką, o książce, którą ukradła z biblioteki i o...dzisiejszym zachowaniu Snape'a.
– Chciał cię zgwałcić?! – nie mogła uwierzyć Sara. – Przecież to do niego nie podobne...Lil, on cię kocha, ja to wiem i ty też to wiesz, więc nigdy nie zrobiłby ci krzywdy...
– No właśnie...ktoś musiał rzucić na niego zaklęcie...ale po co?
To ją najbardziej martwiło.
–Mówisz, że...wyczyściłaś mu pamięć? Więc nie będzie pamiętał, kto to świństwo na niego rzucił...
– Ani całego zajścia...tak było lepiej... Nie chciałam, żeby żył ze świadomością, że próbował mnie...no wiesz.
– Lily...– nie mogła mówić z wrażenia.
– No co?
– Lily, ty go kochasz! – wykrzyknęła w końcu uradowana blondynka.
– Jesteśmy przyjaciółmi i...
– Nie – przerwała jej. – Znaczy tak, ale wiesz, że to coś więcej. A jeśli chodzi o Pottera, to nie przejmuj się nim za bardzo. I tym, co mówi też nie.
– No dobra – mruknęła Lily, jednak nie do końca przekonana.

***

     Wszystko wróciło do normy. Lily nadal przyjaźniła się z Sarą i Severusem, który z kolei nienawidził Jamesa. Ten nadal latał za rudowłosą Ślizgonką, będąc czasami jeszcze bardziej arogancki niż zazwyczaj. Dziewczyna ciągle była najlepsza w klasie i wszyscy ją lubili. Nawet Gryfoni.
Może tylko kilka rzeczy się zmieniło. Po pierwsze, Snape już nie dawał Potterowi dmuchać sobie w kaszę i stał się, hm...bardziej męski. Po drugie, dziewczyna darzyła pewnego chłopaka z Gryffindoru dość pozytywnym uczuciem, od czasu...no, od tamtego pamiętnego dnia.
Już wszystko było dobrze.

***

Nadeszła zima. Śnieg padał i padał bez końca. Lily uwielbiała Hogwart o tej porze roku. Właśnie szła na zielarstwo ze Snapem. Przedzierali się przez grubą warstwę puchu, zmierzając do cieplarni nr 3, w której mieli lekcję razem z Krukonami.
– Zostajesz w zamku na święta? – zapytał czarnowłosy.
– Nie, no co ty! Jadę do domu!
Wyraźnie zmarkotniał.
– Dlaczego zostajesz? – zapytała poważnie. Przecież zawsze wracał do domu na ferie...
– Nienawidzę rodziców. Nienawidzę ich kłótni, ciągłego płaczu matki. Nienawidzę tego, jak ojciec ją traktuje...jak traktuje mnie. Chcę się stamtąd wynieść. Nie chcę tam już nigdy więcej wracać. Do tej pory było bardzo źle, przecież wiesz...ale z każdą moją wizytą jest gorzej. Ja...boję się, co zastanę tam kolejnym razem. Dlatego nie wracam do domu...znaczy...tam to nie dom...Matka w każdej chwili może umrzeć...albo ON ją zatłucze na śmierć albo sama się zachla. On z resztą nie jest lepszy. Też pije i bierze.
– Severusie – wyszeptała Lily ze łzami w oczach. Czemu mi nic nie powiedziałeś? Mogłam pomóc!
– Nikt już nie może mi pomóc.
– Witajcie Ślizgoni i Krukoni! Dzisiaj będziemy zbierać opikwule leśne, więc z cieplarni nie będziemy korzystać – rozległ się radosny głos pani Rubbish, nauczycielki zielarstwa. – Czy ktoś mi powie, czym tak właściwie nasze opikwule są?
– Mama cię zaprasza na święta – szepnęła rudowłosa do przyjaciela. – Też bym chciała, żebyś wpadł, ale skoro zostajesz w zamku...
– Może panna Evans, co? – zezłościła się chuda kobieta. – A może panna Evans nie słyszała, o czym mówiłam, bo była zajęta gadaniem?!
– Przepraszam, pani profesor – Lily westchnęła. – Opikwule leśne to biała narośl na drzewach, którą można zbierać tylko zimą. Wtedy jest już dojrzała i staje się potulna. Mimo to, zawiera substancje, które dla nas są żrące, dlatego też przed ich poszukiwaniem należy się wyposażyć w rękawice ze smoczej skóry. Opikwule są wykorzystywane głównie jako składniki niektórych eliksirów, ale mogą też służyć jako skuteczny odstraszacz tineaków.
Wszyscy spojrzeli na nią trochę z podziwem, trochę ze zdumieniem, a niektórzy nawet z lękiem.
Kontynuowała:
– Tineaki to małe, magiczne stworzenia. Prowadzą nocny tryb życia. Pewnie większość czarodziei o nich nie słyszała, bo nie są one groźne. Mogą natomiast bardzo kogoś zdenerwować latając mu w kółko nad uchem i nucąc piskliwym głosikiem swoją dziwną piosenkę.
Wzdrygnęła się ze wstrętem.
Pani Rubbsih nie mogła wyjść z podziwu.
– Ciągle nie mogę uwierzyć, że ty aż tyle wiesz. 50 pkt dla Slytherinu! Tak więc...tak więc... Tak jak panna Evans mówiła ...y... musimy założyć rękawice ze smoczej skóry...y... które leżą w tamtej szafce... Tylko proszę się nie przepychać!
Kiedy wszyscy byli już na dworze, zmierzając w stronę lasku po drugiej stronie jeziora, Snape szepnął Lily do ucha:
– Cieszę się, że mnie zapraszacie do siebie, ale...wiesz...musiałbym w takim razie odwiedzić dom...
– Nic nie musisz – przerwała mu surowym tonem Lily. – Zostaniesz u nas na całe ferie, zgoda?
– Nie chcę się narzucać...– był pełen wątpliwości.
– Severusie...Severusie, spójrz na mnie – patrzyła w te piękne, czarne oczy i już zapomniała, co chciała powiedzieć.
– Lily...
Jego głos podziałał jak wiadro zimnej wody.
– Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Pamiętaj, że zawsze jesteś mile widziany w naszym domu. I nie ma żadnego "ale"!
Przyspieszyła kroku.  Znalazła się teraz tuż obok nauczycielki, która powiedziała:
– Naprawdę, młoda damo, zadziwiasz mnie swoją inteligencją. I jeszcze to o tineakach! Wprost genialne!
– Dziękuję – mruknęła Lily. Wszyscy profesorowie ją uwielbiali, ale czasami byli wkurzający. Tak jak teraz...
– No, to teraz możemy zacząć szukać opikwuli – rzekła radośnie pani Rubbish, kiedy wszyscy się już wokół niej zebrali.
Rozeszli się, rozglądając się za jakimiś białymi naroślami na drzewach. I po co to wszystko? Nie wiedziała.
Po jakiś 45 minutach, rozbrzmiał magicznie wzmocniony głos nauczycielki:
– Wracamy do cieplarni. Proszę ustawić się w parach.
Po zakończeniu lekcji, Lily razem z resztą uczniów powlokła się do zamku.
Nagle poczuła uścisk czyjejś ciepłej ręki na swojej dłoni. Severus.
– Jeśli naprawdę nie macie nic przeciwko temu, to do was przyjadę na święta – szepnął jej do ucha.
Ta, nie zważając na nikogo, po prostu rzuciła mu się na szyję.
– Wreszcie to zrozumiałeś, kretynie! – ucieszyła się.
Wszyscy się na nią dziwnie spojrzeli, ale ona się tym nie przejęła. Szczerze mówiąc, nie obchodziło ją, co inni o niej myśleli.
– Severusie, to cudownie – powiedziała ciszej, wplatając swoje palce w jego. Dużo razy chodzili za rękę, ale jeszcze nigdy nie w ten sposób.
Doszli do zamku i skręcili w korytarz prowadzący do pokoju wspólnego. Kiedy się przed nim znaleźli, Snape zatrzymał dziewczynę i wyszeptał:
– Lily...ja...muszę ci coś ważnego powiedzieć...bo...ja naprawdę nie chcę psuć naszej przyjaźni, ale...
Pocałowała go delikatnie. Tak nagle...sama się zdziwiła.
– Sev, wszystko będzie dobrze, zobaczysz – uśmiechnęła się do niego.
Przygwoździł ją do ściany i wpił się w jej usta. Wplótł ręce w te gęste, rude włosy i przyciągnął ją bardziej do siebie. Złapał ją w talii i już poczuł się swobodnie, kiedy nagle...
– A co tu się wyprawia?!
Oderwali się od siebie jak oparzeni, patrząc głupio na Slugorna w całej swojej okazałości.
– Profesorze, ja...my...– Lily spłonęła rumieńcem. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, żeby nie umiała odpowiedzieć na pytanie zadane przez któregoś z nauczycieli.
Kiedy ją zobaczył, na jego twarzy zagościł uśmiech.
– No proszę, proszę. Dwójka moich najlepszych uczniów razem! Wielkie szczęście, wielkie szczęście!
Popatrzyli po sobie zdziwieni i zmieszani.
Slughorn zachowywał się, jakby przed chwilą wypił dwie butle Ognistej Whisky.
– No na co czekacie? Wchodzimy do pokoju! Muszę zrobić listę uczniów, którzy zostają w zamku na ferie. Wpisać was? – zapytał.
Pokręcili szybko głowami i Lily przejęła inicjatywę:
– To...to my już chyba pójdziemy, panie profesorze...
– Och, oczywiście!
Pociągnęła Severusa za rękaw i powoli się wycofywali. Będąc za rogiem korytarza nadal słyszeli Slugorna, mruczącego wesoło:
– Zakochani...zakochani są cudowni, tralalalala, zakochani! Hasło...jakie było hasło?
Nastolatkowie pognali na górę. Kiedy znajdowali się w sali wejściowej Snape zdołał tylko wybąknąć:
– Przepraszam...nie wiem, co wie mnie wstąpiło...ja...
Zatkała mu usta krótkim pocałunkiem.
– Chodźmy na spacer -powiedziała.
– Na błonia?
– Nie...za zimno -posmutniała.
Przytulił ją i powiedział:
– Ja cię ogrzeję.
Zachichotała. Podobała mu się wersja pewnego siebie Severusa.
– Jednak to mnie nie przekonuje – zawiesiła głos.
– To co cię przekona?
– Oj, nie wiem, nie wiem.
Uwielbiała się z nim droczyć. Ale w taki sposób, po prostu kochała.
– No to idziemy na górę – stwierdził czarnowłosy ukazując przy okazji swoje śnieżnobiałe zęby.
– Mhmmm, okej.
– Na czwartym piętrze za tym wielkim lustrem, jest tajemne wyjście z zamku – szepnął jej do ucha.
– Skąd wiesz?
– Ma się swoje źródła – powiedział tajemniczo.
– Ale...Severusie, ja nie chcę wychodzić ze szkoły...
– To zostaniemy tam w korytarzu – wymruczał.
– No...no...no dobraa... – w końcu się zgodziła, jednak strasznie się ociągała.
– Wiesz co? Nie mogę już na to patrzeć – zaśmiał się i wziął ją na ręce.
Pisnęła, a po chwili zaczęła krzyczeć, co chwila się śmiejąc:
– Puść mnie! Debilu, no ! Puszczaj! Skretyniały idioto, masz mnie w tej chwili puścić, słyszysz?! Bo nie ręczę za siebie!
Jednak na nim te "groźby" nie robiły żadnego wrażenia. Przerzucił ją przez ramię i wymacał jej różdżkę. Zabrał ją i schował do kieszeni.
– Co ty robisz?! Oddawaj mi ją! Jak zejdę na ziemię, to obiecuję, że cię ukatrupię! – wrzeszczała z całych sił Lily, śmiejąc się przy tym.
– Nie marnuj swojego pięknego głosu, dziewczyno! Bo będę musiał rzucić na ciebie Silencio.
– Grozisz mi?! Ty śmiesz grozić mi?!
– Tak, śmiem, malutka – zaśmiał się. – Jak tak będziesz dalej się wydzierać, to zaraz zleci się tu cały zamek, a tego chyba nie chcemy, co?
– Spadaj! – warknęła.
– Spaść to możesz zaraz ty, jeśli się nie uspokoisz, kochanie.
– A od kiedy to jesteś taki pewny siebie, co?!
– Od kiedy zauważyłem, że cię pociągam i na mnie lecisz.
– Czyli od kiedy?!
– Od chwili – znowu się zaśmiał. – Od momentu, kiedy mnie pocałowałaś.
– To był impuls! – próbowała się obronić. – Ja nic do ciebie nie czuję, jesteśmy tylko przyjaciółmi! Znaczy...byliśmy, bo teraz już nie!
– Oczywiście, skarbie – postawił ją w końcu na ziemi.
– Oddaj mi różdżkę – powiedziała oschle.
– Nie – droczył się.
– Jesteś nieznośny! Dawaj mi różdżkę. Teraz!
– Bo co mi zrobisz? Zakrzyczysz mnie na śmierć?
– Nie. Mogę ci zrobić coś o wiele gorszego! – Ruszyła z rozwianymi włosami w jego stronę.
Był szybszy. Złapał ją wpół, nie zważając na jej okrzyki złości. Odstawił ją z powrotem przed ogromnym lustrem w srebrnej ramie, stojącym tuż przy ścianie.
– Zobacz, jaka ty jesteś piękna, kiedy się wściekasz – objął ją w pasie i stanął za nią.
– Jasne – powiedziała sarkastycznie, wyrywając mu się.
– A teraz bądź grzeczną dziewczynką i chwyć mnie za rękę – próbował ją uspokoić.
– Po co niby?
– Przekonasz się – uśmiechnął się tajemniczo i złapał jej dłoń.
Nie zareagowała. Nawet się mu nie wyrywała. Po prostu go olała.
Żeby przekonać się, ile jeszcze wytrzyma, zbliżył swoją twarz do jej ucha i wyszeptał, muskając je ustami:
– Ufasz mi?
Nie odpowiedziała, ale wyczuł, że trochę się rozluźniła.
– Lily...– wymruczał, delikatnie całując ją po szyi – chodź ze mną.
Rudowłosa odchyliła głowę do tyłu, ale po chwili opanowała się i powiedziała surowo:
– Pójdę, jeśli oddasz mi różdżkę.
– Ależ naturalnie – wręczył dziewczynie jej własność i pociągnął za rękę.
Przymknęła powieki i dała poprowadzić się Severusowi. Nagle poczuła, jakby ktoś oblał ją kubłem lodowatej wody. Otworzyła oczy i...nic nie widziała. Po chwili ciemność rozjarzyło światło pochodni zawieszonych na ścianach, zapalających się jedna po drugiej. Teraz panował tu półmrok i w towarzystwie chłopaka było tu nawet przytulnie.
Zastanawiając się ciągle, skąd Snape zna to miejsce, wybąknęła cicho:
– Trochę tu zimno.
Mocno ją przytulił i usiadł. Stała nad nim, nie wiedząc, co zrobić.
– Siadaj – wskazał jej miejsce koło siebie.
– Nie chcę...to jest zimne i brudne i w ogóle...wracajmy już.
– O nie, nie po to wysłuchiwałem twoich wrzasków i niosłem cię przez pół szkoły, żeby zaraz wracać.
Złapał ją za kolanami i zgiął je trochę. Lily straciła równowagę, a po chwili na niego upadła.
– Debilu! – krzyknęła.
– Kochanie – mruknął, śmiejąc się. – Tak lepiej?
Przekręcił ją w taki sposób, że teraz siedziała na nim okrakiem, spoglądając na niego z góry.
– Wiesz...– zaczął – ...gdybym patrzył się przed siebie... – zrobił to, co powiedział... – to nie byłby to najgorszy widok...– uśmiech zadowolenia wpełzł mu leniwie na usta.
– Zboczeniec! – zaśmiała się.
Oderwał wzrok od jej dekoltu i spojrzał jej w oczy.
– Jestem tylko facetem, Lil – uśmiechnął się. – Nie spodziewaj się nie wiadomo jakich cudów.
Zapadła cisza. Nie mówili nic, patrzyli sobie tylko w oczy. Po jakiś dziesięciu minutach tego milczenia, dziewczyna powiedziała cichutko:
– Ale sam jesteś cudem.
Poczuła jak płonie rumieńcem.
– Mrau – zaśmiał się. – I co, niby nic do mnie nie czujesz?
– Absolutnie nic.
– Jasne.
– No tak.
– Nieee.
– Tak!
– No chyba nie!
– No chyba raczej tak!
– A pocałujesz mnie?
– Chyba śnisz.
– Żebyś wiedziała.
– Pfff!
– To jak będzie?
– Możesz sobie tylko pomarzyć.
– A co ja niby teraz robię?
– Głupek.
– Wiem, że mnie pragniesz.
– Chciałbyś.
– Noo, każdy by chciał. Najlepsza laska w szkole...
– Bo sobie pójdę!
– Nie pójdziesz.
– A kto mi zabroni?
– A ja.
– A nie.
– I ty.
– Co?
– To, co słyszysz.
– Ale jak to?
– Nie chcesz ode mnie odchodzić.
– Zdziwisz się.
– Wątpię.
– Założymy się?
– No jasne.
– Dobra, o co?
– O to, że jak wyjdziesz stąd bez mojej pomocy, przestanę cię dręczyć.
– Pasuje.
– Ale nie tak szybko!
– Co znowu?!
– Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, wtedy dostanę buziaka.
– Cha, cha, nie?
– Zgodziłaś się.
– Policzek.
– Usta.
– Dobra, ale poradzę sobie sama, więc...
– Zakład stoi?
– Stoi to tobie pała.
– To też.
– Pfff.
– Zgadzasz się na warunki?
– Niech będzie.
– Czekam na całusa.
– Nie doczekasz się prędko.
– To się jeszcze okaże.
– Spadaj.
– Oczywiście, ale wtedy stąd nie wyjdziesz.
– Niby czemu?
– Zejdź ze mnie, to ci pokażę.
– A jeśli ja nie chcę schodzić?
– Wyczuwam problem.
– Czemu?
– Bo cię z siebie zrzucę.
– Cha cha, taa.
– Chcesz kolejny zakład?
– Nie, dzięki.
– Wymiękasz?
– W twoim wyimaginowanym świecie może tak.
– A tu i teraz?
– Nie.
– To jak będzie?
– Z czym?
– Mam cię z siebie zrzucić, czy nie?
– Fuj, jeszcze się czymś zarażę.
– Ej!
– No co?
– Gówno.
– Smacznego.
– Masz na twarzy.
– To zliż jak ci się nie podoba.
– Dodaje ci uroku.
– Miło -– pocałowała go. – I jak, smaczne?
– Bardzo. Masz więcej?
– Dla wybranych.
– A ja to co?
– Jajco.
– Jajco to zaraz możesz mieć na twarzy.
– Twoje? Raczej nie, za słaby dla mnie jesteś.
– Chciałabyś ze mną.
– Wolałabym już z akromantulą.
– Pasujecie do siebie.
– Chyba wy.
– No tak, zwinne rączki i te sprawy.
– Idź na krawcową z tymi zwinnymi rączkami.
– To dla mugoli.
– A do kogo ja mówię?
– Do Księcia Półkrwi.
– A co to za debilna nazwa?
– Sama jesteś debilna.
– Ale mimo wszystko mnie kochasz.
– Nie.
– Tak.
– Nie.
– Tak. Szalejesz za mną.
– Chciałabyś.
– Właśnie, że nie.
– A i owszem.
– To nie ma sensu.
– Tak jak nic, co powiesz.
– Nauczyciele mnie kochają.
– Lizus.
– Zazdrościsz mi.
– Niby czego?
– Na przykład cycków.
– Są moje.
– Twoje?
– Wspólne.
– Taaa, żyjmy marzeniami.
– Marzenia zawsze można zmienić na rzeczywistość.
– Chyba nie tym razem.
– Chyba?
– Na pewno.
– Na pewno tak?
– Na pewno nie!
– Ja już wiem, o czym ty myślisz.
– Tak, wiesz. Więc na pewno spodziewałeś się, że zrobię to – zeszła z Severusa i odwróciła się w kierunku lustra, ale...żadnego lustra nie było. Spojrzała na chłopaka i dostrzegła wyraz triumfu na jego twarzy. Jednak ona nie podda się tak łatwo. Podeszła do ściany i zaczęła badać każdą cegiełkę. Jednak nie mogła znaleźć żadnego tajemnego przejścia...nie było nic.
– Mam nadzieję, że pamiętasz o zakładzie, co? – odezwał się Snape.
Nie zwróciła na niego uwagi i kontynuowała swoje czynności. Po godzinie jednak musiała zrezygnować. To nie miało sensu. Usiadła z naburmuszoną miną koło chłopaka.
– Więc? – zapytał.
– Spadaj.
– Lily Evans nie może złamać danego słowa – szydził. – Splamiłaby swój honor.
Szczerze mówiąc było to tylko takie sobie gadanie i dziewczyna doskonale o tym wiedziała, jednak te słowa bardzo na nią podziałały. Miała swoją dumę i godność i nie pozwoliłaby nikomu się z niej naśmiewać. Nie czekając dłużej, zatkała mu usta pocałunkiem, nawet nie zamykając oczu. Jednak on posadził ją na sobie, jak wtedy i wpił się w jej pełne wargi. Nie mogła odmówić. Severus ją podniecał, wiedziała to, on też. Ale Lily jego jeszcze bardziej, co przyprawiało ją o przyjemne dreszcze.
Przekręcił ją teraz na plecy i położył się na niej podciągając jej koszulę. Objęła go za szyję i raz po raz odwzajemniała pocałunki. Już ściągnęła mu bluzkę i była naprawdę mile zaskoczona, widząc, że ma umięśniony brzuch i...ogólnie jest umięśniony. A chyba nikt by się tego po nim nie spodziewał.
Całował ją teraz po szyi, zjeżdżając coraz niżej. Już obojczyk...
Westchnęła cicho.
– Severusie...jak ty to rob...?
– Z miłości.
Nie przerywał całowania. Rozpiął jej koszulę i zaczął pieścić jej pełne piersi, przenosząc swoje usta na jej.
Wzdychała coraz częściej i głośniej.
– Różowy stanik? – wymruczał, śmiejąc się.
– A co? – zachichotała.
– Lepiej wyglądałabyś bez...
– To go zdejmij, jeśli ci się nie podoba.
– Skoro nalegasz.
Jego ręka powędrowała na plecy dziewczyny, w poszukiwaniu rozpięcia tej zbędnej części garderoby, kiedy nagle...
– Dokąd idziemy, Rogacz? – usłyszeli głos, którego nie powinni za nic usłyszeć, szczególnie teraz...
Oderwali się od siebie i usiedli.
Nowo przybyli stali, wytrzeszczając oczy. "Najpopularniejsza" szkolna banda patrzyła teraz na Severusa Snape'a bez bluzki i Lily Evans, szybko zapinającą swoją koszulę. Peter Pettigrew, Remus Lupin, Syriusz Black i James Potter nie mogli uwierzyć w to, co widzą.
– A wy na co się tak gapicie? – warknęła rudowłosa. Nagle się zaśmiała. – No co, gorąco było! Ja wiem, że nigdy nie widzieliście dziewczyny w samym staniku, ale...cóż, nie każdy ma to szczęście.
Po tych słowach, ciągle patrząc wyzywająco Potterowi w oczy, wyminęła ich i wyszła z korytarza, znajdując się teraz tuż przed ogromnym zwierciadłem. Gratulowała sobie, że jest na tyle uzdolnioną czarownicą, że już w tym wieku umie zajrzeć komuś do umysłu...i to w dodatku bez wypowiadania formuły zaklęcia. Inaczej wyszłaby na głupią, nie wiedząc, jak wydostać się na zewnątrz.
Po chwili dołączył do niej Snape.
– Co oni sobie myślą?!
– Spokojnie, Severusie. Przynajmniej masz świadomość...i oni też ją mają...że jesteś od nich lepszy.
To go chyba przekonało.
– Taaak... – cień satysfakcji przebiegł mu po tej przystojnej twarzy.

9 comments:

  1. Powtórzenia i powtórzenia w tym długim dialogu <3

    ReplyDelete
    Replies
    1. -.- Specjalnie, ile razy mam powtarzać? <3

      Delete
  2. Czekam na kolejny rozdział *_____*

    ReplyDelete
  3. Szyyyybko pisz kolejny rozdział ;33 Padłam.ze śmiechu ( nir wiem czemu XD ) jak przyłapał Ich najpierw Slughorn a.później Huncwoci xDD Hahahaha xD Tarzałam się po ziemi ze śmiechu xD Pisajta dalej bo ja ce kolejny rozdział przeczytać :D Tylko nie rób teraz czegoś,żeby się teraz z Sev`em znienawidzili * Maślane oczka *... Proooosze *-*
    I , po raz 3 , PISZ SZYBKO VII ROZDZIAŁ. xD

    ReplyDelete
  4. Weź szubko pisz,proosze :c Już 6 raz czytam od nowa Twojego bloga :c... TO UZALEŻNIENIE O.o To wszystko przez Ciebie !! ;_; ŻADEN blog mnie nie interesował tak,jak ten o Snilly ( Twój xD )*-*
    Przez Ciebie mi łepetyne rozwala ;__; Dawaj tu i teraz kolejny rozdział bo będę Cię męczyć ;_; Jestem do tego zdolna :D

    ReplyDelete
  5. Ojej!
    Zajesuperfajnygit rozdział!
    -Tak
    -Nie
    -Tak
    -Nie....
    Hahahah, no nie mogę ;D Nie znałam Sevcia od tej strony!

    ~Mia Delarove

    ReplyDelete